Loe raamatut: «Gargantua i Pantagruel», lehekülg 66

Font:

Jako Gargantua sekretnie podziękował Merlinowi

Skoro ubranie było gotowe i Gargantua ujrzał się w ten sposób ozdobiony i odziany we wspaniałe szaty, podobny był do pawia, kiedy roztoczy ogon: bowiem ujął się obiema rękami za boki, w obecności dobrego króla Artura i wszystkiego rycerstwa, i szlachetnych baronów, i dworzan, którzy byli przy tym obecni. Po czym wyprostował się ów Gargantua na nogach, obejrzał się z dumą po sobie, wykręcając dwa lub trzy razy głową, i rzekł: „Dobrze jest słuchać rady roztropnego i mądrego człowieka, takiego jak miłościwy pan Merlin, bowiem, jak teraz widzę, dobrze mi poradził, abym niczego nie odmawiał królowi Arturowi: bowiem za tę drobną przysługę, jaką mu oddałem, zwyciężywszy i pobiwszy Gogów i Magogów, taką powziął miłość dla mnie, iż darował mi te wspaniałe ubrania, za co mu jestem bardzo wdzięczny”. Zaczem rzekł król Artur do Merlina: „Miły przyjacielu, widzimy tu oto Gargantuę, jak się raduje z żywota i chwali sobie ciebie i nasz dwór. Dlatego mniemam, iż dobrze by było, abyś stanął przed nim i pokazał mu się, dla zobaczenia, czy zrobi to, co powiada”. Zaczem rzekł Merlin: „Panie, on będzie jeszcze tysiąc razy mocniejszy”. Tedy Merlin udał się przed Gargantuę i kiedy ten zobaczył Merlina, spytał się go, jak się ma i jak mu się wiedzie. A Gargantua, wielce wesół, odparł mu, iż ma się bardzo dobrze i na to zaczął się śmiać tak głośno i z tak szczerego serca, tak z radości nad swą wdzięcznie przystrojoną osobą, jak i miłości, jaką miał dla Merlina i dla króla Artura, iż słychać było ów śmiech na siedm i pół mil wokoło. Po czym rzekł Gargantua: „Panie Merlinie, nigdy jeszcze człowiek nie zaznał tyle dobra na świecie, ile go mam z waszej łaski, za co wam też dziękuję”.

Jako król Artur wysłał poselstwo do Holendrów i Irlandczyków

Trzeba wam wiedzieć, iż kiedy na jakiego księcia albo wielkiego pana albo innego człeka przychodzi srogie nieszczęście albo niepomyślna odmiana fortuny, wówczas spada nań nie jedno, ale dziesięć. Tak było i z królem Arturem; bowiem podczas gdy toczył wojnę z Gogami i Magogami, Holendrowie i Irlandczycy, którzy byli jego lennikami, zbuntowali się, i kiedy król Artur posyłał do nich żądać swych pieniędzy albo posiłków w rycerstwie, czynili zgoła przeciwnie. Dlatego on, ufny w swą dobrą radę i w siłę Gargantui, postanowił wyprawić do nich poselstwo i powiadomić, że mają mu co najrychlej wypłacić daninę za pięć lat i wydać miasta i zamki w jego ręce, i że ich król ma się jako jeniec stawić na jego dworze, aby tam otrzymać zasłużoną sprawiedliwość. Ale Irlandczycy i Holendrzy, słysząc to poselstwo, dworowali sobie jeno z niego i mówili, iż takie dwa narody potrafią dać taki odpór, iż król wielkiej Bretanii nic im nie zrobi; i zabronili posłom, iżby pod karą więzienia nie mówili więcej o królu Arturze.

Jako posłowie zdali sprawę ze swego poselstwa i jako król gotował się do wojny

Posłowie króla Artura, słysząc niedorzeczną odpowiedź Irlandczyków i Holendrów, odpłynęli na morze, udając się do Londynu, gdzie bawił król Artur. Mieli pomyślny wiatr i korzystali z niego dobrze, tak iż niebawem w poniedziałek rano przybyli na miejsce. Kiedy król się o tym dowiedział, zawezwał ich natychmiast przed swoje oblicze do komnaty. Skoro weszli, pokłonili się przed nim, jako zwykli byli czynić. Król oddał im ukłon i spytał, jakie nowiny przynoszą. Tedy odpowiedzieli posłowie, iż Irlandczycy i Holendrzy objawili się jako nieprzyjaciele i drwili sobie z jego potęgi. Tedy król ich zapytał: „Czy mówiliście im o sile i czynach Gargantui?”. Odpowiedzieli że nie, mimo że dobrze pamiętali o tym; wszelako, z przyczyny ich zuchwalstwa, nie chcieli ich przestrzegać dla ich korzyści. Król rzekł im, iż dobrze uczynili i skończywszy tę rozmowę, kazał król zebrać radę, aby zastanowić się nad wojną. Do rady tej wezwano Merlina i wielu innych i postanowiono, że Gargantua weźmie ze sobą rycerstwa, ile zechce, pod swoją chorągiew, i że Merlin zaprowadzi ich i będzie udzielał rad Gargantui, tak jak to czynił zwykle.

Jako Merlin oznajmił Gargantui, iż trzeba mu ruszyć w pole przeciw Irlandczykom i Holendrom

Usłyszawszy Merlin postanowienie Rady dobrego króla Artura pospieszył przejęty chęcią niesienia pomocy swemu panu do Gargantui i rzekł mu: „Gargantua, podnieś ręce i złóż przysięgę królowi, iż usłużysz mu w niejakiej wojnie wszczętej pomiędzy nim a Irlandczykami i Holendrami”. Wówczas Gargantua, który stał od strony słońca, będącego wówczas wysoko, podniósł rękę w całej szerokości w górę, tak iż padł od niej cień na półtorej mili dokoła, mimo iż słońce stało na samym południu. Kiedy Gargantua złożył przysięgę, prosił Merlina, aby mu dał radę, bowiem siły ma pod dostatkiem; i aby mu w krótkości wskazał robotę, jakiej ma dokonać swą maczugą. Zaczem rzekł Merlin: „Gargantua, trzeba ci wziąć z sobą jeno dwa tysiące ludzi, którzy będą łupić i plądrować, wówczas gdy ty wygrasz bitwę. I wiedz, że masz pojmać do niewoli ich króla, którego przywiedziesz królowi Arturowi, i także co najznaczniejszych z jego dworu: i masz ich trzymać jako jeńców, aż z nich uczynisz podarek królowi Arturowi”. Tedy spytał Gargantua: „W jaki sposób przebędziemy morze?”. Odparł Merlin: „Przeprawię cię tak samo, w jakiśmy się przeprawili, kiedyśmy przybyli z małej Bretanii do Wielkiej”. I wnet zgromadzono armię i wysłano do portu nad morzem. Po czym Merlin sprowadził wielką czarną chmurę i w jednej chwili przeniosła całe wojsko, z wyjątkiem Merlina, który powrócił na dwór króla Artura. Zaczem skoro Gargantua ujrzał ludzi dokoła siebie, wcale nie stracił głowy, ale im rzekł: „Moje dzieci, czekajcie tu na mnie w tym miejscu, bowiem chcę iść zobaczyć, czy bramy miasta są dobrze zamknięte i dowiedzieć się, jak się to miasto nazywa, bowiem jesteśmy jakoby w zdobycznym kraju”. Zaczem Gargantua wziął maczugę na ramię i udał się ku miastu, gdzie spotkał uzbrojonego człowieka, który chciał dosiadać konia. Tedy spytał go: „Kto jesteś i kto twoim panem?”. Tedy rycerz uczynił znak krzyża i rzekł: „Wrogu, urzekam cię”. Zaczem Gargantua wziął go i wsadził w róg swej ładownicy i podążył ku bramom tego miasta, gdzie zastał mnogo pośledniejszego luda, o który nie dbał i pozwolił im uciec do miasta. Tedy zaparli bramy i zaczęli bić w dzwony, aby zgromadzić całą załogę, która wraz wstąpiła na mury, aby miotać kamienie na Gargantuę. Ale on nie zważał na to i w ich obliczu usiadł sobie na wałach miasta i spytał, jak się nazywa to miasto i komu przynależy. Zaczem odpowiedzieli mu, iż przynależy królowi Irlandii i zowie się Rebursyna. Tedy zapytał Gargantua, czy król jest w mieście, i odpowiedzieli, że jest. Zaczem Gargantua nakazał im, aby mu powiedzieli, iż oczekuje go i całej jego potęgi, aby go pokonać i zawieść jako jeńca do króla Artura.

Jako król Irlandii i Holandii wyszedł w pole z pięcioma tysiącami rycerstwa, aby walczyć przeciw Gargantui

Gdy tak mówił Gargantua do mieszkańców, król Irlandii wyszedł tajemną bramą z pięcioma tysiącami ludzi dobrze uzbrojonych, i zbliżyli się, aby napaść na Gargantuę, który siedział na wałach. Kiedy Gargantua ujrzał ich, jak kroczą przeciwko niemu, okroczywszy wał wstąpił do wnętrza i zaczął silnie pyskować i dworować sobie, iż jest ich tak niewiele. Zaczem patrzyli wszyscy na niego i powiadali, iż to jest diabeł, bowiem gębę rozwartą miał na cztery morgi.

Po czym wszyscy zaczęli prać z kusz i łuków na Gargantuę. Zasię ów widząc to zuchwalstwo, wyszedł lekko zza wału i nie ruszając nawet swej maczugi, brał ich gołymi rękami i ładował nimi całe siedzenie swoich pludrów. Część także wpakował do rękawów i następnie wrócił do swoich ludzi, którzy czekali go na brzegu morza, i oddał im jeńców do pilnowania, z czego byli bardzo kontenci, iż hetman ich Gargantua miał taki piękny połów.

Jako Gargantua spytał jeńców, czy król jest między nimi

Kiedy Gargantua wrócił z potyczki z miasta Rebursyny, które było stołecznym miastem królestwa, i kiedy przyniósł wielu jeńców, pochowawszy ich w rękawy i pludry, kazał ich policzyć swoim ludziom i okazało się, że jest trzy tysiące i dziewięć, i jeszcze jeden, który zginął od wiatru, kiedy Gargantua pierdnął w swoje pludry. I miał biedny jeniec głowę całkowicie rozłupaną i mózg rozpryśnięty od tego wystrzału, bowiem pierdział tak krzepko, iż wiatrem, który wychodził z jego ciała, przewracał trzy wozy siana, a jedną bździną obracał cztery wiatraki. Owo zostawmy to pierdnięcie i nieboszczyka i wróćmy do owych trzech tysięcy i dziewięciu, których Gargantua przeliczył i tak wybadywał: „Owo moi jeńcy, jeśli chcecie ocalić wasze życie, powiedzcie mi, czy wasz król jest tu w kompanii”. Zaczem rzekli mu że nie i że wymknął się małą uliczką, i schronił do małego niskiego domku niedaleko rzeki.

Jako Gargantua postanowił przypuścić szturm do miasta i jako przyszło do zawarcia rozejmu

Nazajutrz o świcie Gargantua gotował się przypuścić szturm do miasta, silniejszy niż wprzódy. Aby wiedzieć, czy król wynijdzie z murów tak jak za pierwszym razem, kazał swoim ludziom, aby strzegli dobrze jeńców, po czym chwycił maczugę za rękojeść i przystanął sobie, wsparty na łokciu o mury miasta. Kiedy mieszkańcy go spostrzegli, poszli oznajmić królowi. Król wyprawił doń poselstwo z prośbą o dwutygodniowy rozejm; zarazem oznajmił, iż wyśle mu z miasta dwa albo trzy okręty naładowane świeżymi śledziami i dwieście beczek makreli i musztardy na zaprawę do smaku. Na co zgodził się Gargantua pod warunkiem, że król przygotuje armię w ciągu dwóch tygodni i że sam weźmie udział w bitwie z całą swą potęgą. Pakt został zawarty i przedłożony Gargantui, który go przyjął. Widząc się Gargantua tak dobrze zaprowiantowanym w rybę, posłał swoim ludziom tylko jeden okręt ze świeżym śledziem, z dwiema beczkami musztardy. I podano resztę do jego stołu przed bramami miasta, pewnego poniedziałku, na zakąskę pomiędzy szóstą a siódmą rano. Pośniadawszy, uczuł Gargantua chęć do spania i oddalił się o ćwierć mili od miasta do dolinki, w której ułożył się do snu. Niektórzy z miasta donieśli o tym; zaczem Rada uchwaliła, aby król na czele mieszkańców wyruszył i zabił uśpionego. I kiedy znaleźli się na miejscu, gdzie Gargantua spał, mniemali iż weszli w dolinę, tymczasem wpadli mu do gęby, bowiem spał z otwartą gębą; a zaś zęby jego wzięli za wielkie skały nad rzeką. Tak iż wpadło w gardziel jego dwa tysiące dziewięćset czterdzieści trzy ludzi całkowicie uzbrojonych i z piką w garści. I kiedy Gargantua się obudził, uczuł wielkie pragnienie z przyczyny solonych makreli, które był zjadł; i poszedł ku rzece, aby się napić i pił tyle, aż wypił rzekę do sucha. Zaczem owi biedni mieszkańcy, którzy wpadli do jego paszczy, potopili się, za wyjątkiem trzech, którzy wpadli do wydrążonego zęba i polecili się Bogu, mając wiarę i ufność, że on jeden nie kto inny zdoła ich ocalić.

Jako król Irlandii i Holandii przygotowuje się i zbiera wojsko, aby stawić czoło Gargantui

Widząc król Holandii i Irlandii, że niedługo kończy się rozejm, kazał zwołać z całego swego kraju Holandii i Irlandii wszystkie załogi i rezerwy do wiernej stolicy: iż mają się stawić trzeciego dnia najbliższego miesiąca i aby każdy przysposobił się, jak tylko może najlepiej, do obrony. I tyle sprawił król, iż w niedługim czasie miał na dworze dwieście tysięcy ludzi dobrze uzbrojonych i zaopatrzonych we wszystko, co było potrzebne w rzemiośle wojennym. I kiedy król ujrzał się w tak dobrej kompanii i tak dobrze opatrzonej we wszystko z wyjątkiem artylerii (bowiem w owym czasie nie było jeszcze artylerii), nakazał przez herolda Gargantui, który zabawiał się ze swymi ludźmi nad brzegiem morza, aby przyszedł do bitwy i że król czeka go w pięknej kompanii i że jeżeli nie przyjdzie rychło, wówczas król sam go poszuka. Zaczem Gargantua ucieszył się bardzo i rzekł heroldowi, aby się król nie trudził i że ujrzy go rychlej, niźli sam tego pragnie; i z tym odszedł herold. Potem powiedział swoim ludziom Gargantua, iż kiedy zatrąbi, mają przyjść na rabunek. Tedy ruszył Gargantua ku temu wojsku z wielką maczugą na ramieniu; i kiedy podszedł bliżej, ujrzał, iż cała równina była pełna; i pozastawiali różne pułapki, iżby się przewrócił. Wszelako podszedł ku nim bardzo blisko; tedy oni wypuścili nań tyle strzał, iż nie wiedział, kędy się obrócić. Zaczem ujął maczugę, w dwie ręce i zawinął nią tu i tam tak krzepko, jako czyni lew, kiedy porywa swą zdobycz. I w krótkim czasie zabił ich sto tysięcy dwieście i dziesięć co do jednego, i dwudziestu, którzy pod innymi udawali zabitych, a zaś w środku armii był król i pięćdziesięciu wielkich panów jego dworu, którzy wołali o zmiłowanie. Wówczas Gargantua spytał: „Ktoście zacz?” i odpowiedzieli, że to był król i baronowie tego kraju. Zaczem nakazał Gargantua, aby nie ruszali się z miejsca, jako że chce ich oddać królowi Arturowi związanych jako jeńców, aby sobie począł z nimi wedle swej woli. Zaczem zaczął Gargantua świstać w dłonie na ludzi, którzy byli na brzegu morza, o trzy małe milki stamtąd. Tedy natychmiast skoro usłyszeli, iż hetman ich Gargantua gwiżdże w dłonie, niezwłocznie pobiegli ku niemu, bowiem wiedzieli dobrze, że wzywa ich dla grabieży tych, którzy byli polegli. I kiedy tam przybyli i wszystko złupili do ostatka, Gargantua pojmał pięćdziesięciu jeńców i wsadził ich sobie do spróchniałego zęba. I w tym pustym zębie była arena do gry w piłkę dla uciechy tychże jeńców; a zaś króla wsadził do ładownicy. Po czym przybyli nad brzeg morza, gdzie znaleźli pana Merlina, oczekującego na ich przybycie. Zaczem Merlin uczynił czary, jako miał obyczaj, i natychmiast gdy je uczynił, wszyscy znaleźli się na dworze króla Artura, gdzie Gargantua uczynił podarek szlachetnemu królowi Arturowi z owychże jeńców. I byli przy tym obecni wszyscy baronowie dworu króla Artura, którzy byli bardzo ucieszeni i świadczyli mu wielką cześć i poważanie, i wychwalali wielce siłę i potęgę Gargantui.

Jako Gargantua wsadził olbrzyma do torby

Kiedy Gargantua i Merlin i całe wojsko przybyło na dwór króla Artura i przynieśli mu jeńców, rozeszła się wiadomość po całym mieście, że znalazł się olbrzym, który miał dwadzieścia i dwa łokci wysokości i potykał się po stronie Gogów i Magogów. Który olbrzym wszędzie, kędy przechodził, pustoszył cały kraj i przepytywał nowin o Gargantuę, mówiąc, iż chce walczyć przeciwko niemu i pomścić rzeź, jakiej dopuścił się na Gogach i Magogach. I powstał o tym hałas tak znaczny, iż doszedł do uszu Gargantui, który rad był słyszeć o jego sile i rzekł, iż jeśli ten olbrzym zechce wstąpić w służbę króla, Artura odda mu połowę zasług, jakie miał u króla Artura. Zaczem Gargantua wziął maczugę i poszedł patrzeć, gdzie był ów olbrzym, który był tylko o pięć małych mil od Londynu, gdzie oblegał pewien zamek i już był zniszczył całą wioskę. Zaczem Gargantua zoczywszy pozdrowił go, a zaś ów olbrzym popatrzył na niego i rzekł: „Tyś jest, którego szukam, nigdy już nie powrócisz tam skąd wędrujesz, bowiem teraz pomszczone będą Gogi i Magogi”. Zaczem olbrzym, który miał krótki wzrok, wziął wielką maczugę drewnianą i chcąc ugodzić Gargantuę, uderzył wielki dąb. Wówczas Gargantua pochwycił go i zgiął mu krzyże w taki sposób, jakby ktoś zgiął tuzin zapinek do pludrów, i wsadził go do torby, i zaniósł nieżywego na dwór króla Artura.

Kiedy król Artur dowiedział się o jego przybyciu, wyszedł naprzeciw otoczony swymi baronami i rycerstwem i podjęli go bardzo uczciwie. I rzekł mu król Artur, że jeśli chce pozostać przy nim, będzie mu bardzo rady. Wówczas Gargantua rzekł, że wdzięczen jest bardzo za dobro, jakie mu świadczy, ale że pragnie wrócić do kraju, w którym się urodził i gdzie pomarł ojciec jego i matka. Zaczem król Artur popadł w wielką żałość, kiedy poznał iż trzeba im się rozstać. Mimo to dał mu około pięćset dukatów angielskich. I rzekł, aby wziął sobie wszystko, co mu się spodoba. Ale Gargantua nie chciał przyjąć orszaku, bowiem lękał się mitręgi1297. I udał się sam jeden do Normandii i podążył prosto do Ogi, bowiem słyszał był o jabłeczniku przednim w owym kraju. I przybył do św. Barby w Odze, gdzie wypił zawartość tysiąc pięćset wiader jabłeczniku, bowiem zdał mu się bardzo smaczny. Ale pożałował tego później, bowiem jabłecznik zaczął mu robić i burzyć w brzuchu, tak iż nie wiedział, co ma począć: jeno biegał na stronę i pocierał się po brzuchu. I kiedy przyszedł do Baji, trzeba było mu opuścić pludry martyngalskiego kroju. I załatwił się tak szczodrze, że całe miasto zalał owym jabłecznikiem, który był wypił, tak iż do dziś jeszcze ulice nie są całkiem czyste. Owo wyczyściwszy się w ten sposób, Gargantua poszedł prosto do Ruły, w którym miejscu wypił statecznie sto pięćdziesiąt beczułek piwa. I owo piwo, znalazłszy się w nadmiernej ilości w jego brzuchu, zaczęło burzyć w nim nie mniej i nie gorzej jako wprzódy ów jabłecznik. Z czego jego mały biedny brzuszek był bardzo chory. I znowu musiał Gargantua rozpiąć martyngalę u pludrów. I biedny jego zadeczek popuścił wszystko z taką wielką i przeraźliwą gwałtownością, iż powstała mała rzeczka, którą do dziś dnia nazywają Robek. I jeszcze dzisiaj toczy ona rzadkie łajno. Wszelako oddał im tym Gargantua wielką przysługę. Bowiem z tej przyczyny, iż wypił tyle jabłecznika i piwa, rzeka była bardzo sposobna do wyrabiania piwa. I zaczęto wyrabiać smaczne piwko, tęgie i pieniste, z przyczyny pochodzenia onej łajnorodnej wody. Uczuwszy się tedy tak bardzo chorym, nie wiedział Gargantua, co ma począć. Z drugiej strony owi Rueńczycy mieli wielkiego stracha, aby w ten sposób wszystkich nie potopił. I znalazł się jeden, który ośmielił się doń przemówić w ten sposób: „Panie, jesteście w śmiertelnym niebezpieczeństwie, i wy, i my wraz, jeśli nie zaradzicie temu zawczasu”. „Jakże to?”, spytał Gargantua. „Panie – odparł tamten – dlatego popadliście w taką chorobę, iż nie macie zwyczaju pić wina. Trzeba wam iść do Roszeli i tam trzeba wam wziąć ciepłego chleba i umoczyć w winie. A potem go zjeść i wypić wina najwięcej, ile zdołacie, a ręczę wam że was to skrzepi”. „Jakże to – spytał Gargantua – a tu czy nie macie wina?” – „Nie, panie, w tej chwili nie. A przy tym panowie z miasta chowają je, aby sobie sporządzać polewkę na rano, bowiem grozi niebezpieczeństwo zarazy w tym mieście, z przyczyny cuchnienia waszej biegunki”. Zaczem biedny chory Gargantua podążył prosto do Roszeli i udał się prosto do miasta. Kiedy mieszkańcy go ujrzeli, przelękli się wielce i wyszli naprzeciw niemu, pytając, czego by żądał. Wówczas im rzekł: „Proszę was, abyście mi przynieśli pięćset chlebków dobrze ciepłych, ważących każdy dwadzieścia i sześć funtów, i żeby były pięknie białe, i przynieście mi je tu na miejsce, gdzie jest wino, albo inaczej rozwalę wszystkim głowy i zburzę wasz port i wasze mury”. Zaczem owi z miasta odpowiedzieli mu: „Panie, rozkazanie wasze spełnione będzie natychmiast”. Tedy wszyscy z miasta, jedni przez drugich, zaczęli jedni nosić drwa, drudzy rozpalać piec, inni miesić ciasto. Tak dobrze, iż wnet uczynili dwa tysiące i pięćset chlebów, bowiem strachali się, aby Gargantua, zjadłszy owe pięćset chlebów, nie był jeszcze niesyty. Zaczem udali się ku niemu i wręczyli, czego był żądał. Tedy Gargantua odbił tyleż beczułek pełnych wina. I w każdą beczułkę zanurzył chlebuś jeszcze ciepły. Następnie zaczął z jednego końca i wziął beczułkę i wypróżnił wraz chleb i wino do swej gardzieli. Później inne po kolei. Tak iż wypił tych pięćset beczułek i połknął pięćset chlebów, ni mniej ni więcej jak wy byście połknęli centową bułkę rozmoczoną w garnuszku wina. Tak się skrzepiwszy tą zupką, usnął koło innych beczułek. Skoro usnął, przychodzili wielką procesją go oglądać: i zdawał się patrzącym nie człowiekiem, ale górą. Gębę miał otwartą i z gardzieli wychodziła para, jakoby z jakiej czeluści. I spał tak czterdzieści i cztery dni.

Podczas gdy tak trwał, przybyło wiele statków, które przypłynęły po wino i zboże. Między innymi był jeden z Bretonami, a drugi z Gaskończykami, i podeszły bliżej, aby ujrzeć tego nadprzyrodzonego człowieka. I krążąc i kołując dokoła niego, ujrzeli jego ładownicę i zaczęli się koło niej kręcić. I póty majstrowali moi Bretonowie i Gaskończycy, aż wreszcie otwarli ją i wleźli do środka. I tak długo plądrowali, aż znaleźli w jednej taszce pięćset tysięcy dukatów angielskich, które król Artur dał mu był przy wyjeździe. Owo Bretonowie i Gaskończycy namówili się wraz w taki sposób, iż jednej nocy wypróżnili mu taszkę. I znalazł się jeden Gaskończyk najprzebieglejszy z wszystkich: ten znalazł taszkę, w której był złoty dzwonek ważący sto i sześćdziesiąt funtów bretońskich, a był to dzwonek dany mu od czarnoksiężnika Merlina. I naradzali się z sobą, w jaki sposób mogliby go dostać: owo umyślili zabrać go nazajutrz rano. I zeszli się wszyscy Gaskończycy i Bretonowie, ale bardzo się oszukali. Bowiem Gargantua przespał już był czterdzieści i cztery dni i dwie godziny; zaczem obudził się i znalazł ich w torbie. Tedy cale jeszcze zaspany, wziął ich i wpakował wszystkich wraz do swego rozporka, aby dowiedzieć się, po co tam przyszli. A było ich nie mniej jak pięćset Bretonów, a trzystu Gaskonów. Kiedy się uczuli tak przychwyceni, rzekli jedni do drugich, iż byli zgubieni ze wszystkim, bowiem dławił ich zaduch piwa i jabłeczniku. I jeden spomiędzy nich, który pochodził z Tuluzy, rzekł: „Panowie, polećmy się Bogu, który wycierpiał śmierć i mękę za cały rodzaj ludzki; to nam wyjdzie pewnie na dobre”. Wówczas przyłączyli się doń i uczynili modlitwę do Boga, iżby ich zechciał ocalić z tego smrodu i użyczył łaski, aby się wydostali z owego rozporka. Wtedy Gargantua zajrzał do taszki i znalazł, iż nie ma w niej ani okruszyny, i że wykradziono mu angielskie dukaty, czym się bardzo zmartwił. Zaczem wyciągnął ich z rozporka, i znalazł dwóch, którzy udusili się w pobliżu otworu w zadku i byli już na wpół umarli kiedy tamci polecali się Bogu. Tedy Gargantua im rzekł: „Jeśli mi nie ukażecie skarbu, któryście mi ukradli, zagładzę was wszystkich”. Zaczem rzekł ów Tuluzańczyk: „Panie, prawda jest, żeśmy tu przybyli w dwa okręty, jeden Bretonów, drugi Gaskonów; ale mniemaliśmy, iż jesteś nieżywy. Dlatego zakrzątnęliśmy się około sukcesji. Przebacz nam, jako chcesz, aby Bóg ci przebaczył, a oddamy ci wszystko. I chcemy być na twoje usługi i iść wszędzie, dokąd zechcesz, by nawet do piekła”. Zaczem Gargantua pomyślał, iż byłoby dobrze zanieść ich do swego kraju, iżby szukali mu bogactw jego ojca. I rzekł do nich: „Idźcież szukać moich dukatów, a żwawo”. Zaczem odeszli z wielką radością szukać swego łupu. I przynieśli go do Gargantui. Tedy rzekł im, iż chce iść do swego kraju i że lekarstwo dobrze mu poskutkowało. I rzekł rajcom owego miasta, aby przynieśli tysiąc chlebów na zapas na drogę; które dano mu natychmiast i wziął także tysiąc baryłek wina i wszystko wsadził do taszki w ładownicy, a trzystu z owych Gaskończyków do drugiej. I tak opuścił ową Roszelę.

I szedł przez morze, aż zaszedł pięć mil poza wszystkie wielkie morza i ujrzał górę największą, jaką kiedykolwiek widziano. Wówczas pomyślał, że to jest ta, którą uczynił jego ojciec, i gdzie on sam się urodził. Tedy wyszedł na ląd i ujrzał kraj piękny i żyzny. Zaczem wypuścił więźniów, aby zaczęli szukać dokoła skał, i póty szperali, aż znaleźli wielkie miasto, leżące w dolinie między dwiema górami. Tedy wrócili do Gargantui, który odpoczywał, bowiem zmęczony był, uczyniwszy taki kęs drogi i z takim ciężarem w ładownicy. Tedy oznajmili mu nowiny, z których był bardzo rad. I rzekł do nich: „Panowie, wszystkich was porobię bogaczami; teraz z tego, co mamy, sporządzimy wesołą ucztę”. I poczęli pokrzepiać się dobrym winem, zakąsając obficie szynką, którą Gaskoni przynieśli z sobą. I jedli i pili tak dobrze, iż nie zostało im nic chleba ani wina. Po czym Gargantua rzekł: „Panowie, idę do miasta zobaczyć, co tu są za ludzie. Trzymajcie się nieco na uboczu z waszymi kuszami, i gdyby się ktoś chciał wymknąć, nie przepuszczajcie go. Damy sobie radę, bądźcie pewni”. Zaczem Gargantua udał się prosto do miasta i ujrzał z daleka wielką zgraję olbrzymów wysokich na dwadzieścia i pięć łokci i grubych w tejże proporcji. I przybyli tu z całego kraju, aby oddać hołd córce swego króla, którego zabili i zjedli Tatarzyni i Kannibale, spustoszywszy wprzódy cały kraj. Zaczem Gargantua podszedł ku nim, mając na ramieniu drzewo, pewnie na pięćset stóp długie, i rzekł im: „Niech Bóg was strzeże, moje piękne dziatki. Czyi jesteście?”. „Czyiżby? – odparł jeden, imieniem Molandyn – Badebeki, córki króla Miolandu. Ówże poległ w bitwie, zgładzony przez Kanibalów i Tatarzynów, którzy przychodzą tu, w trzysta tysięcy luda, dwa razy do roku”. „Ha! Pasibrzuchy! – rzekł Gargantua. – Pozwoliliście odejść tym, którzy zabili waszego pana. Jak wierzę w mojego Boga, pożałujecie tego”. Zaczem podniósł maczugę i ugodził jednego z nich tak krzepko, że rozbił go w sztuki. Wówczas wódz ich, imieniem Łupcup, wykrzyknął tak głośno, że słychać go było w całym mieście. Zaczem wszystko w mieście chwyciło za broń, a pierwsi przybyli olbrzymi, których było pięć tysięcy trzysta dwadzieścia i jeden. Ale Gargantua był roztropny i ostrożny, i cofnął się nieco w tył, aby musieli pójść za nim. Zaczem podszedł ich rotmistrz Łupcup, mniemając iż się pomści na Gargantui, ale się bardzo oszukał. Bowiem Gargantua obrócił się z nagła, i swą wielką maczugą zadał Łupcupowi taki raz, iż starł go tak, jak gdyby kamień młyński spadł na małego ptaszka. Potem ruszył na innych i sprawił taką rzeźbę, iż zostało ich jeno stu, którzy zaczęli uciekać wzdłuż skały i przeszli po biednych Gaskonach, tak iż na nic nie zdały się im kusze.

Kiedy mieszkańcy miasta ujrzeli to wielkie lanie, przelękli się bardzo. I rzekli, iż lepiej jest poddać się mu, niż się tak dać wyzabijać. Zaczem podeszli ku niemu, oddając klucze miasta. Ale nie chciał ich przyjąć. I rzekł, iż chce widzieć Badebekę, córkę króla Miolanda. Zaczem zawiedli go do zamku, gdzie mieszkała. Kiedy Badebek go ujrzała, ulękła się bardzo i chciała uciekać. Ale Gargantua rzekł, aby się nic nie obawiała i że chce oddać jej swoje służby. I rzekł: „Mimo iż jest to kraj, z którego pochodzę, chcę, abyś została w nim królową. A jeśli taka twoja wola, będziesz moją żoną. I uwolnię ten kraj od Kannibalów i Tatarzynów”. Wówczas Badebek i mieszkańcy miasta wielce się ucieszyli, iż mają takiego rycerza dla swej obrony. Zaczem uczyniono gody w mieście w wielkim weselu, tak iż w życiu nie widziano czegoś podobnego. I cudnie było widzieć Gargantuę i Badebek razem. Bowiem miała ona dobrych dwadzieścia i dziewięć łokci wysokości. Nosiła pierś odsłoniętą nie więcej niż na sążeń i wielka była uciecha widzieć, jak się śmieje. Gargantua żył pięćset i jeden rok i prowadził wielkie wojny, o których zmilczę na teraz. I miał ze swej małżonki Badebeki syna, który dokazał tyluż dziwów, co Gargantua. Co możecie poznać z prawdziwej kroniki, której mała część jest wytłoczona. I któregoś dnia, gdy panowie z księgami Św. Wiktora pozwolą, wypisze się z nich resztę czynów Gargantui i syna jego Pantagruela.

Finis

Następuje skorowidz tej pierwszej historii i kroniki Gargantui. I po pierwsze:

Jako Merlin z przyczyny wielkich cudów, jakie czynił, nazwany był królem Czarnoksiężników. Jako Merlin poprosił o pozwolenie udania się na wschód, aby uczynić Tęgospusta i Galmelę, którzy byli ojcem i matką Gargantui.

Jako Merlin uczynił wielką kobyłę, aby nosiła ojca i matkę Gargantui.

Jako Tęgospust i Galmela spłodzili Gargantuę i o dzieciństwie tegoż Gargantui.

Jako Tęgospust i Galmela i Gargantua wybrali się szukać Merlina i jako wielka kobyła powaliła lasy w Szampanii i Bossie, opędzając się ogonem.

Jako Gargantua, jego ojciec i matka, przybyli wraz do portu morskiego koło góry św. Michała i co wypłatali im Bretonowie.

Jako Bretonowie dali Gargantui, jego ojcu i matce siła krów i cieląt za psotę, jaką im wyrządzili.

Jako ojciec i matka Gargantui zanieśli górę św. Michała i Tombalenę tam, gdzie dziś stoją.

Jako ojciec i matka Gargantui pomarli i jaką żałobę po nich nosił biedny Gargantua.

Jako Gargantua powrócił na dwór króla Artura i uczynił mu dar z jeńców króla Hollandii i Irlandii.

Jako Gargantua ruszył walczyć przeciw olbrzymowi. I jako ów Gargantua złamał mu krzyże i włożył go do ładownicy.

Na tym kończą się kroniki wielkiego i potężnego olbrzyma Gargantui, opisujące jego genealogię, wielkość i siłę jego ciała. Takoż cudowne dzieła wojenne, jakie uczynił dla szlachetnego króla Artura, tak przeciw Gogom i Magogom, jak przeciw królowi Irlandii i Zelandii. Takoż i cudów Merlina. Świeżo wytłoczone w Lionie 1533.

1297.mitręga – strata; opóźnienie. [przypis edytorski]