Tasuta

Trup w obłokach, czyli historya maszyny latającej w powietrzu

Tekst
Märgi loetuks
Šrift:Väiksem АаSuurem Aa

Na pięć minut przed pierwszą zajechał przed dworzec Wiktoryi. Woźnica wyniósł z powozu dwa olbrzymie pakunki, zawinięte w płótno. Pakunki te mające wygląd olbrzymich latawców oddano na bagaż.

Pericord czekał już na niego.

– Czy wszystko w porządku? – zapytał.

Na zapadłych policzkach jego ukazał się zaledwie widoczny rumieniec. Zamiast odpowiedzi Brown pokazał pakunki.

– Ja też oddałem aparat i koło do wagonu bagażowego – objaśnił Pericord. – Ostrożniej! – krzyknął zwracając się do konduktora. Niech pan będzie łaskaw najwygodniej umieścić skrzynki, są w nich aparaty bardzo delikatne i drogie. No, a teraz nic nam nie przeszkadza ze spokojnem sumieniem udać się w dalszą drogę.

Po przybyciu do Eastborne cenny motor był zniesiony do omnibusu, na dachu którego umieszczono olbrzymie skrzydła. Po długich poszukiwaniach, znaleźli wreszcie stróża, który im otworzył bramę.

Dom, do którego dążyli, był to zwyczajny dworek wiejski otoczony budynkami gospodarskiemi i tonący wzieleni. Przy pomocy służącego udało się im przenieść bagaż do domu, gdzie umieścili go w ciemnej szopie.

Słońce już zachodziło, kiedy powóz odjechał, a wspólnicy, pozostali wreszcie samotni.

Pericord poniósł rolety; zachodzące słonce rzuciło swoje ostatnie promienie, w kolorowe, kwadratowe szybki.

Brown, wyjąwszy z kieszeni scyzoryk, poprzecinał sznurki, okręcające płótna. Ukazały się dwa ogromne metalowe skrzydła. Troskliwie oparł je o ścianę, potem odpakowali koło, pasy, wreszcie motor. Noc już zapadła, gdy skończyli odpakowywać i doprowadzać do porządku wszystkie przywiezione przedmioty.

Zapalili lampę i w dalszym ciągu, dopasowywali śruby, pasy, słowem kończyli ostateczne przygotowania do próby.

– No, wreszcie wszystko gotowe – powiedział Brown, przysuwając się do aparatu, aby jeszcze raz uważnie go obejrzeć.

Pericord, milcząc, spoglądał na maszynę, na twarzy jego malowała się duma i nadzieja.

– Teraz możebyśmy coś zjedli – rzekł Brown, wyjmując z kieszeni żywności.

– Potem! – zawołał Pericord.

– Nie, zaraz; ja poprostu umieram z głodu.

Mówiąc to, powolny mechanik z ogromnym apetytem zabrał się do jedzenia, gdy tymczasem jego towarzysz przechadzał się niecierpliwie po pokoju.

– Który z nas – przerwał, nakoniec, milczenie Brown, – pojedzie aparatem?

– Ja! – krzyknął Pericord. – To co tu zajdzie dziś wieczorem, może się stać zdarzeniem historycznem.

– Tak, – ale to jest niebezpieczne – zauważył Brown, – przecież nie wiemy, jak będzie funkcyonował nasz aparat.

– No, wiec cóż?

– Niema sensu iść na pewną śmierć.

– Więc co pan myślisz robić? Tak czy owak jeden z nas musi zaryzykować życie.

– Po co? Aparat może być puszczony, gdy przyczepimy doń jakikolwiek przedmiot.

Teised selle autori raamatud