A ja w asa celuję. Atutowy as, cholera, ze złotym zegarkiem. Przycisnąłem go do chutorku5. Chutorek cały w wiśniach i jabłoniach. Koń pod moim asem jak kupiecka córka, ale zgoniony i rozparł się. Rzuca pan generał cugle, mierzy we mnie z mauzera i robi mi dziurkę w nodze.
– Dobra nasza – mówię – będziesz moja, nogi rozłożysz.
Dałem gazu i pakuję w konia dwie kulki. Szkoda było ogierka. Czysty bolszewik był ten ogier – wypisz, wymaluj. Złoty jak pięciorublówka, ogon-wachlarz, nogi jak struny. Myślałem, że żywego dla Lenina dostanę, ale nic z tego. Zlikwidowałem konika. Położył się jak narzeczona i mój as na ziemi stanął.Porwał się w bok, potem obrócił się jeszcze raz i jeszcze jeden przeciąg w mojej osobie zrobił. Znaczy się, mam dziś już trzy odznaki za walkę z enpeelem6.
„Panie Boże – myślę sobie – toż on, czego dobrego, ustrzeli mnie niespodziewanym sposobem”.
Przygalopowałem do niego, a on już szablą się zasłania, a po policzkach łzy płyną, białe łzy, mleko ludzkie.
– Teraz to zarobię order! Poddawaj się, jaśnie wielmożny – krzyczę – dopókim ja żyw!