Daremnie usiłował zasnąć. Już znużenie kleiło mu powieki, gdy znowu chrapliwy kaszel lub ostre rzężenia spłoszyły senność.
Wstał, zapalił świecę i obejrzał dzieci: wyglądały zdrowo, czerwono, a nawet oddychały cicho, bez tych skrzypień świstów i chrypień, które przedtem tak grały. Wywnioskował więc, że to tylko cisza nocy potęguje głosy i położył się do łóżka.
Wprawdzie przykry chór oddechów zabrzmiał z poprzednią mocą, ale Trinkbier słuchał go obojętniej i zaczął rozpamiętywać wypadki dnia ubiegłego: rozmowę z prezydentem, uporczywe gwizdanie jednego towarzysza, perswazye drugiego, protest w zgromadzeniu demokratycznem i napaść brutalów, wreszcie artykulik gazety i nakaz rządowy, co do usunięcia obcych żywiołów. Chociaż w szeregu tych obrazów przesuwały się i ciemne, więcej widział jasnych i, podsumowawszy dodatnią stronę swojego życia, otrzymał pewność zupełnego bezpieczeństwa. Na dworcu szaruga listopadowa dmuchała wyjącymi wiatrami i pluskała deszczem; Trinkbier myśląc o tułaczach, którzy będą musieli śród chłodu i wilgoci opuszczać swoje siedziby i porównywając z ich niedolą swój los, osłaniający go od burz i wygnania, w ciepłem łóżku doznawał wszystkich rozkosznych wrażeń tej różnicy. Służba bywa często cierpką, obowiązki ciężkie, kłopoty dotkliwe, ale taczkę można pchać i nieraz powieść na niej słodki owoc życia. Tymczasem gdyby wicher zburzył gniazdo, gdyby potrzeba było z choremi dziećmi o biedzie pójść na tułaczkę bez drogi i celu… Trinkbier aż się zatrząsł na to przypuszczenie. Wkrótce jednak uśmiechem odpędził marę i zasnął.
Spał tak twardo, że rano go ledwie żona dobudziła.
– Lorenz, Lorenz!
– Czego chcesz Ludwiko?
– Dzieci bardzo chore, nieprzytomne.
Zerwał się i usiadł na łóżku.
– Policyant – rzekła żona – przyniósł ten list.
Trinkbier rozdarł kopertę i ledwie spojrzał, jęknął i upuścił papier, który żona podniosła i przeczytała: „Wawrzyniec Tryncza z przydomkiem Lorenz Trinkbier, poddany rosyjski bez paszportu, ma opuścić Prusy w ciągu dni ośmiu”. Patrzyli na siebie w osłupieniu: on oddychał powoli, ona szybko, a dzieci im wtórowały różnymi głosami.