Tasuta

Krysia bezimienna

Tekst
Märgi loetuks
Šrift:Väiksem АаSuurem Aa

I gnał przez żytnie łany, a rumak jego pluł pianą i znaczył drogę krwią.

– Nie słuchasz? Pilno ci? No to patrz!

Odwiódł kurek…

Huknął strzał…

Zamaskowany rycerz trafiony kulą w plecy zachwiał się na siodle… koń przebiegł jeszcze kilka kroków, lecz nie czując bata, szedł coraz wolniej, wreszcie przystanął.

Mdlejące ręce puściły zdobycz… dziewczyna ześliznęła się na ziemię. Rycerz runął jak kłoda…

Jędruś Chwalibóg dobiegał już miedzą. Zeskoczył z konia.

– Krysia! Umiłowanie moje!

– Co… to… kto… Matko Boska, Jędruś!

Więcej mówić nie mogli; podali sobie ręce i patrzyli jedno na drugie jak w obraz cudowny. Chrapliwy jęk wrócił im przytomność.

Podeszli do rannego na palcach, w milczeniu, przejęci grozą.

Jędruś odwiązał maskę i żachnął się.

– Co ci jest?

– To ten sam…

– Kto taki?

– Ten, który się z dziadem zmawiał w karczmie.

– Ach, jaki blady!

– Śmierć ma na twarzy wypisaną – szepnął chłopiec. – Co tu robić? Ani we dwoje go nie udźwigniemy…

– Ratować trzeba. Nie szukaj daleko… ot, dwie chałupy tuż za żytem, idź, prędko sprowadź ludzi… ach, nie! zabierz mnie ze sobą! Ja tu sama nie ostanę!

Pobiegli.

Godzina minęła, zanim sprowadzeni chłopi z płachtami, na których złożono nieprzytomnego rycerza, donieśli go do miasta.

– Nie gdzie indziej pójdziemy, ino prosto do króla – rzekł Jędruś. – Niech miłościwy pan sądzi i rozkaże, co czynić.

W rynku wrzała jeszcze zabawa, gdy ponury pochód zawrócił z Floriańskiej ulicy do domu Spiglera.

Na widok obojga młodych, idących ze smutnie spuszczonymi oczyma, a bardziej jeszcze na widok noszów z umarłym czy konającym człowiekiem, przerazili się miłościwi państwo niezmiernie. Król dał znak ręką, by uciszono muzykę, i rzekł do Zamoyskiego:

– Stało się nieszczęście; jakiś rycerz… czy poznajecie kto to?

– Nie; zda mi się, że go pierwszy raz widzę.

– Poślijcie po medyka, ja zejdę na dół. Nie podobna weselić się w obliczu śmierci.

– Zezwólcie, miłościwy panie, że i ja pospieszę za wami – rzekła królowa. – Skąd się tu bierze Krysia, blada, zapłakana, z rozplecionymi kosami… sama z Chwalibogiem… nic nie rozumiem.

– Co to za człowiek i co mu się przygodziło? – spytał król, poglądając po ludziach zgromadzonych dokoła noszów.

Zamoyski pochylił się nad umierającym.

– Teraz go poznaję – rzekł – to Hieronim Płoński, starościc barski; widywałem go kilkakrotnie u kasztelana mińskiego.

Król spytał po raz drugi:

– Czy chory, czy ranny? Co się stało?

– Ja go zabiłem – rzekł Chwalibóg, patrząc królowi spokojnie w oczy.

– Ty? I śmiesz stawać przede mną zuchwale, morderco bezecny?! – zawołał król w najwyższym oburzeniu.

Odetchnął głęboko, przesunął ręką po czole i pohamowawszy gniew, mówił dalej:

– Z jakiej przyczyny zabiłeś tego rycerza?

– Tu w rynku, nie bacząc na majestat, porwał i uwiózł wychowankę najjaśniejszej pani. Puściłem się za nim w pogoń, a gdy widział, że go dopędzam, dobył krócicy i krzyknął, że pannę w mych oczach zabije. Nie dowierzałem tej groźbie… Lecz widząc, że kurek odwodzi, strzeliłem jak do dzikiego zwierza. Teraz mi każcie zdjąć głowę, miłościwy panie, jeślim popełnił morderstwo.

Przez tłum przeciskał się paź królewski, za nim szedł lekarz. Pomacał skronie, wziął za puls.

– Nie godzi się go dręczyć – rzekł – już dusza ucieka. Chyba wina starego… może się ocknie na mgnienie oka.

Gospodarz domu przybiegł z winem; doktor ulał odrobinę na łyżkę i sączył po kropelce do ust umierającego.

Drgnął… otworzył błędne oczy… poruszył ustami…

– Unieście go nieco, podeprzyjcie mu głowę, może chce czego – rozkazał król dworzanom.

– Dopadłem cię… ubiłem jak psa… boli kula? Piecze jak ogień? Moje ciało czuje, jak cię boli!…

Przerywany śmiertelną czkawką głos konającego drgał wściekłością:

– Już nie będziesz… już nie ma Krystyny Płońskiej… skończyło się… ojcowie pomarli… dziewka zmar… ino ja… jedyny dziedzic!… Moja Rychta… moje Przewrocie… Ruda… Braha… Kośmin… jedyny dzie…

Rzucił głową, na wargach pokazała się różowa piana.

– Nie ja go sądził będę – rzekł cicho Stefan Batory.

W tydzień po opisanych wypadkach na pokojach miłościwej królowej odbyły się zrękowiny szlachetnie urodzonego kawalera imci pana Andrzeja Chwaliboga, towarzysza chorągwi usarskiej wojewody podolskiego, z szlachetnie urodzoną imci panną Krystyną Płońską, wychowanicą najjaśniejszej pani.