Tasuta

O rycerzu miłującym

Tekst
Märgi loetuks
Šrift:Väiksem АаSuurem Aa

Jest to legenda, zrodzona w mało znanym, a we wspaniałości swej przedziwnym zakątku ziemi naszej, któremu na imię: Puszcza Białowiezka.

Istnieje w puszczy tej, żyje w cieniu jej gęstwin odwiecznych, wśród plemion rusińskich i innych, garść ludu polskiego, czystej krwi mazurskiej. Lud ten, od dwóch bez mała stuleci tam osiedlony, zachować potrafił w czystości typ narodu swego fizyczny i duchowy. Patryarchą jego do niedawna był starzec dziwny, mający na twarzy zmarszczki stuletnie, a w oczach płomień dwudziestoletnich zapałów. Znałam go…

Słońce spłynęło za ciemną ścianę świerków, stado sarn biegło po zielonem błoniu, ku rzeczce Jelonce; różowe światło zachodu kładło się na białe włosy starca, gdy zwiędłemi usty powtarzał opowieść z ust swych przeddziadów przejętą:

O rycerzu miłującym

– Bywają na świecie ludzie nader silni, od wszelakiego złego silniejsi, którzy, gdyby największa przeszkoda na drodze ich stanęła, jak piórko z drogi ją zmiotą, taka w nich moc! A jaka to moc? Skąd w nich ta moc? Zgadnijcie! Nie zgadujecie? Słuchajcie tedy; opowiem.

„W tej oto puszczy było raz zdarzenie takie: legł pośród drogi, którą ludzie chadzali, jeździli, kamień takiej wielkości okrutnej, że ni przejść, ni przejechać bezpiecznie, nikomu nijak nie dawał. Jednym się o niego u wozów koła potrzaskały, insi przez niego doświadczyli upadków śmiertelnych, insi jeszcze zdaleka objeżdżać go zmuszonymi byli. Ile od tego srogiego głazu poszło po ludziach frasunków i smutków, ile zgryzot przecierpianych, robót niespełnionych, utrat poniesionych – nie zliczyć!