Tasuta

Rotszyldówna

Tekst
Märgi loetuks
Šrift:Väiksem АаSuurem Aa

Wtedy, z jedynych drzwi oficyny, nie rozweselonych dziś żadną sosenką, ani brzózką, wybiegła dziewczyna z ogromną, czarną, rozczochraną kosą po plecach, podartym kaftanem okrytych i w krótkiej spódnicy, bosa, u jednego kawałka ściany, żadną gałązką dziś nie przyozdobionego, stanęła. Wybiegła śpiesznie, w podanej naprzód postawie stanęła i z obwisłemi na spódnicy rękoma jakby skamieniała. Z tego jej pochylenia się naprzód, z ognia, którym płonęły jej szeroko rozwarte oczy, odgadnąć było można, że taką zabawę po raz pierwszy w życiu widziała. To też od ciekawości rozwarte jej wargi aż drżały. Zachwycenie i podziw odmalowały się w kilkakrotnem zakołysaniu głową w obie strony, kilka razy też uśmiechy prawdziwie młode, dziecinne, zaigrały po jej policzkach i wybiegły na niskie czoło, które pod czarnymi jak noc kędziorami zajaśniało pogodą poranku. Lecz po kilku minutach ciekawość, zachwycenie, radość zniknęły; spoważniała, chmurzyła się coraz więcej, o czemś snać głęboko myślała, bo znowu wstrząsnęła głową, ale tym razem smutnie, aż powolnym ruchem małą, śniadą ręką w tył sięgnąwszy, grubą kosę swą ujęła i jak ktoś, komu na płacz się zbiera, usta nią zakrywszy, z całej siły ramieniem przycisnęła się do ściany. Zdawać się mogło, że pragnęła niewidzialną stać się z tego miejsca, albo i z ziemi zniknąć, a odejść przecież nie mogła. Widok młodzieńczej, wesołej zabawy przykuwał do siebie jej młodość. Zabawa też coraz weselszą, hałaśliwszą się stawała. Wysoki, zgrabny Ostap prowadził tańce z najładniejszą we dworze dziewczyną, Natalką, która w ogromnym wieńcu z bławatków na wstydliwie schylonej głowie, w bielejącej jak śnieg koszuli, szła obok szarej świtki towarzysza, z ręką na jego ramieniu zawieszoną, pełna siły i zarazem wdzięku, aż nagle on stan jej pochwycił w oba ramiona, ona drugą ręką ścisnęła czerwony pas jego i zakręcili się kruciela prędko, prędko, a drobno, drobniutko, jaknajdrobniej. Za nimi inne pary po mokrej trawie, pod złotemi gwiazdami, w wonnym i przeźroczystym zmierzchu, przy dźwiękach skrzypiec i bębna, coraz głośniejszych, zapalczywych, szybszych, przy spoglądaniu w rozbłysłe siwe, albo modre oczy, przy zapomnieniu zupełnem o biedzie i pracy, w ten sam sposób i tak tańczyły – hu, ha!

Do rogu oficyny tak przytuloną, jakby z tego miejsca albo i z ziemi zniknąć pragnęła, długo w noc stała ona wśród zmroku jak widmo ciemna, jak grób cicha wśród hałasu, sama stała, patrzała, raz tylko w wąskiej jej piersi zaszemrał przyciszony, przeciągły, niezrozumiały lament, ale często powolnym ruchem brała z pleców swoją grubą, długą kosę i łzy nią z policzków ocierała.

Teised selle autori raamatud