Tasuta

Pułapka

Tekst
Märgi loetuks
Šrift:Väiksem АаSuurem Aa

– Tak. Szedłeś tedy… gdy wtem nagle..

– Już wiem! Szkło! Rozbita flaszka!

– Nie!… Gdzież tam!

– Nie?

– Więc mówię ci… Szedłeś… wtem… nagle z bocznej, brudnej uliczki ktoś krzyknął: „Ratunku!”.

– I co? I co dalej? – pytał rozciekawiony. Nagle pod sklepieniem załopotały skrzydła.

Więzień skurczył się ze strachu. Czekał… wysilił swą wolę, skupiał do rozkazu, ale czuł, że mu jej braknie, że nie uśmierzy sumienia.

– Wiesz, jak to się stało – powiedziała znów ciemność.

No wiem… Ktoś z bocznej uliczki zawołał…

– Ale nie! Nie!

– Znowu inaczej?

– Tak było… Słuchaj! Szedłeś ulicą… szedłeś… ponad twoją głową był sztandar Jutra z koroną cierniową na czerwieni niepokalanej… wtem nagle…

– Ktoś krzyknął…

– Nie! Wcale nie!… Nagle zapłakało dziecko… dziecko… mała dziecina przestraszona tym, że śmieci porwane wiatrem tańczą dziwacznie w kółko.

– I dlatego… ja…?

– Któż ci mówi, że dlatego…? Tak… było… to dosyć… tak lub podobnie… Dlaczego to ON jeden chyba wie sam tylko… albo i ON nie wie… Może tego pytania całkiem nie ma… Któż zgadnie… Wiele „kwestii” pojawiało się na świecie, pojawia się i pojawiać będzie… choć wcale nie istnieją.

…To prawda. Na pytanie: „Dlaczego?”… odpowiedzieć się całkiem nie da… i koniec… podobnie jak na skrzyp drzwi źle nasmarowanych albo dźwięk dzwonka… pomyślał.

Poweselał. Rzeźwy był, silnym się czuł, wszystko w nim wołało o czyn.

Z wyciągnionymi6 przed się rękami chodził po kaźni od muru do muru.

Ratować, myślał, ratować trzeba…. ratować koniecznie, jeśli już nie mnie, to to, co niosę… …Serca mego męstwo, woli rozmach spętany rozkuć muszę… Tak człekowi nie wolno ginąć… nie wolno… Złe patrzy… a gdy pozna, że silne… Ratować trzeba siebie…. ratować… ratować!

Potrącił deskę, z której sięgał ku sklepieniu i po chwili dłubał wyjętym z niej gwoździem koło osady kraty. Ale to było czyste dzieciństwo… Ileż lat… ile lat, a co jeść tymczasem?

Jedynie u drzwi coś by się może zrobić dało… zaraz… ten sztyft… potem… tamten… ano może się uda…

Zajęła go praca, klęczał u drzwi odwrócony od okna, którego prostokąt nieznacznie odciął się od czarnego wnętrza kaźni. Wytężywszy wzrok, dostrzec też można było obok okna wypukłe żebro sklepienia i jakieś połyskujące oczy wysoko ponad drzwiami, jakby ptak drapieżny siedział przyczajony na gzymsie.

6wyciągniony – dziś: wyciągnięty. [przypis edytorski]