Tasuta

Kundel

Tekst
Märgi loetuks
Šrift:Väiksem АаSuurem Aa

Do takich więc „ideałów” Dyńdzio pisywał ody, maczając palec w piwie i kreśląc słowa na marmurze stołu. Gdy blady świt kładł im wszystkim na czoła zielonawe, trupie tony – Kundel deklamował:

 
Niekiedy blada Wenus z mdławym blaskiem w oku
Schodzi tu na ziemię w latarnianym zmroku.
 

Dziewczyny zanosiły się od śmiechu.

Ten Kundel! A niechże go! A to je wyzywał! Lecz on przygasłymi oczami spoglądał na nie jakby ze smutkiem i sącząc z kufla resztki piwa, bełkotał:

 
I uniesioną suknią wpół bezmyślnie szasta,
Ukazując światu brudnych pończoch parę…
 

Zwykle Dyńdzio kochał którąkolwiek z tych dziewczyn, kochał po swojemu, tyranizując i maltretując bez litości. Gdy przyszła kolej na Resię, Kundel odmienił swój system postępowania. Resia przypadła mu do gustu i cygańska natura kobiety zlała się wybornie z brutalnym usposobieniem chłopca. Podbita jego trywialną, a chwilami znów sentymentalną namiętnością, Resia zachwycała się Dyńdziem i dozwalała mu na wszelkie wybryki.

Były chwile, w których Kundel nazywał Resię „nikczemną Żydówką” – po to, aby po kwadransie nadawać jej miano Fryny8 i wycinać z jej wykoszlawionych bucików greckie sandały. Po czym mówił jej wiele o potrzebie kształcenia umysłu i obiecywał dać jej nauczyciela angielskiego, gimnastyki i gry na cytrze. Najczęściej następowała później mała nauczka moralna, w której Kundel wykładał zdziwionej i drapiącej się w łydkę Resi, że są pewne warunki, z którymi szanująca swą godność kobieta liczyć się powinna, a właśnie ona zdaje się urągać społeczeństwu i wskutek tego może doznać w przyszłości zmartwień i upokorzeń. On, Dyńdzio – jest wprawdzie wolny od przesądów i bez kwestii „szanuje” w niej kobietę, ale właśnie dlatego pragnie, aby cały świat ją szanował. Gdy Resia opornie przyjmowała podobne słowa i w trakcie podobnej perory oddawała się sportowi dłubania szpilką w uchu, Kundel dla poparcia swych argumentów uderzył ją pięścią w głowę, co wywołało oczekiwany skutek.

Kundel obdarzał Resię prezentami i od czasu do czasu znosił do mieszkania swej ulubionej najdziwaczniejsze przedmioty pochwytane na kredyt po sklepach, w których przez wzgląd na rodziców kupcy nie śmieli Dyńdziowi czegokolwiek odmówić. W ten sposób Resia posiadała siedem par szelek, cztery pary kaloszy, trzy spluwaczki, cztery brzytwy, jedenaście pędzli do rozrabiania mydła i olbrzymi teleskop. Żywiła się przeważnie sardynkami, rodzynkami, paloną kawą, pieprzem tureckim i musztardą. Nauczyła się palić papierosy, a nawet żuła tytoń jak stary turkos9.

Tego rodzaju wspaniałe „utrzymanie” zaczęło powoli nie wystarczać Resi. Kundel imponował jej ciągle – zapewne – a teraz, kiedy wymyślał światłocienie i opowiadał, że użyje ją do „pleinairu10”, od którego świat „zdesenieje”, Resia zapominała o pieczeniu jabłek i cała zasłuchana kucała u kolan Dyńdzia wyciągniętego niedbale na koszlawym krzesełku. Ale… Dyńdzio od pewnego czasu przynosił już same słoiki musztardy, a w dzień urodzin Resi obdarzył ją męskim siodłem, więc dziewczyna powoli zaczynała się niecierpliwić. W dodatku Dyńdzio, w celu rozświetlenia umysłu swej Fryne i uczynienia z niej Lais11 miasta – przynosił znudzonej dziewczynie tłumaczenia rozmaitych francuskich romansów, w których imaginacja autorów wraz z potwornością fabuły walczyła o lepsze. Resia czytała te opisy wonnych buduarów, wypikowanych atłasem, tonących w półcieniu sypialni, nocnych lamp kryształowych, migocących w przestrzeni.

Dyńdzio dopełniał reszty. Wieczorem puszczał wodze swej sentymentalności i tak we dwoje wśród brudu, porozlewanej wody, połamanych grzebieni i dziurawych krzeseł, galopowali myślą w sferę woni, połysku jedwabiu i bladych barw abażurów.

Wreszcie doszło do takiego naprężenia sytuacji, iż Resia, zjadłszy dwa słoiki musztardy i trzy stare bułki, włożywszy spódnicę praną przed pięcioma miesiącami – zeskoczyła z sofy i stanąwszy w lufciku, powiedziała z mocą:

– Muszę zrobić karierę!…

*

Kiedy te słowa posłyszał wieczorem, Kundel roztworzył szeroko oczy i wydął wargi.

– Tego ci się zachciewa? – zapytał.

Lecz Resia dnia tego nie była usposobioną do żartów.

Zmarszczyła brwi, zatopiła popękane z odmrożenia ręce w rozczochrane włosy i nie odpowiedziała ani słowa.

– Cóżeś się tak nadęła jak pluskwa w maśle? – pytał Dyńdzio.

Milczenie.

Dyńdzio począł się niecierpliwić.

– Chcesz zrobić karierę, a cóż to… mała kariera, jaką masz teraz?

Resia wykrzywiła usta.

– Ojej!… – wyrzekła wreszcie – co mi z tego. Mieszkam jak śledziarka… a czym żyję, to już wstyd powiedzieć…

Dyńdzio machnął ręką.

– To wszystko marność, widzisz, serce to grunt…

Resia zamilkła i znów kiwała się długą chwilę, wpatrzona w odrapane ściany swego pokoju.

– Chciałabym – zaczęła znów powoli – chciałabym mieć dywan na podłodze i atłasową kołdrę, i samowar na szafie, i komodę, i firanki, i taką lampę u sufitu z kolorowym szkiełkiem. Aj, aj, o!… to bym chciała mieć!…

8Fryne – słynna z piękności kurtyzana grecka z IV w. p.n.e. [przypis edytorski]
9turkos (daw.) – Algierczyk odbywający służbę w wojsku francuskim. [przypis edytorski]
10plein air (fr.) – malowanie krajobrazu z natury. [przypis edytorski]
11Lais – imię to nosiły liczne greckie kurtyzany. [przypis edytorski]