– Czy będzie mniej, czy będzie więcej ludzi, – odrzekł duch, – nagroda cię nie minie. Czy myślisz, że mnie z łaski tak długo trzymano w zamknięciu? Nie, to było za karę; jam jest potężny Merkury7. Kto mnie uwolnił, temu kark muszę skręcić!
– Czekaj! – zawołał uczeń, to tak prędko nie idzie, muszę najpierw wiedzieć, czyś to ty rzeczywiście siedział w tej małej flaszce i jesteś prawdziwym duchem. Jeżeli wejdziesz do flaszki z powrotem, to uwierzę, i wtedy możesz sobie robić ze mną, co zechcesz.
Duch rzekł wyniośle:
– To fraszki8!
Skurczył się i zrobił się tak cienkim i tak małym, jakim był z początku, tak, że przez ten sam otwór, przez szyjkę flaszki mógł wcisnąć się do środka. Zaledwie jednak chlupnął na dno, uczeń natychmiast flaszkę znowu zakorkował i rzucił ją pomiędzy korzenie dębu.
W ten sposób duch został zwiedziony. Uczeń chciał teraz wracać do ojca, ale duch krzyknął wielce żałosnym głosem:
– Ach, puść mnie, puść, puść, kochanie!
– Nie! – odparł uczeń. – Drugi raz się nie dam złapać. Kto mi raz zalał sadła za skórę9, tego nie wypuszczę.
– Jeżeli mnie uwolnisz – zawołał duch – to ci dam tyle, że ci wystarczy do końca życia.
– Nie – odparł uczeń – chcesz mnie oszukać.
– Lekceważysz własne szczęście… – Wszak ja ci nie chcę zrobić nic złego, lecz wynagrodzić cię hojnie.
Uczeń pomyślał: „spróbuję, a nuż słowa dotrzyma? W każdym razie krzywdy żadnej mi nie zrobi!”
Co pomyślawszy, wyjął korek, a duch wyrósł znowu jak poprzednio i stał się potwornym olbrzymem.
– No, teraz otrzymasz nagrodę.
Co mówiąc, wręczył mu maleńki kawałeczek płótna, istny plasterek, i rzekł:
– Jeżeli jednym końcem tej szmatki potrzesz jaką ranę, to rana zagoi się natychmiast, a jeżeli drugim końcem potrzesz stal lub żelazo, to zamienią się w srebro.