Słowa te uraziły jeża niesłychanie, dlatego też odrzekł:
– Widocznie ci się zdaje, że swymi nogami więcej wykonać zdołasz niż ja swoimi?
– Bez wątpienia – kpił zając.
– No to się spróbujmy – jeż na to. – Założę się, że jeżeli pójdziemy na wyścigi, to ja cię wyprzedzę.
– Ty, swymi krzywymi łapami? – rzekł zając. – Ależ to można skonać ze śmiechu!
– Chcesz się założyć? – zawołał jeż!
– A o co? – spytał zając.
– O złotego luidora1 – odparł jeż, wyciągając rękę do zająca.
– Zgadzam się! – rzekł zając – i przybijam!
– Nie mam się co spieszyć – zauważył jeż.
Ja bo dotąd jestem na czczo, więc naprzód muszę pójść do domu i trochę przekąsić. Za pół godziny stanę na placu, a wtedy możemy zacząć.
Co rzekłszy, jeż odszedł, bo zając nic nie miał przeciwko temu.
W drodze myśli sobie jeż: zając liczy na swoje długie nogi, ale ja go wezmę2. Uważa on się za bardzo dystyngowanego3 jegomościa, ale jest tylko głupim smarkaczem i musi zapłacić, choćby się nie wiem, co stało.