Wróciwszy do domu, rzecze jeż do żony:
– Żono, ubieraj się prędko, musisz pójść ze mną na pole, założyłem się z zającem o złotego luidora, że mam nogi bardziej rącze niż on, więc musisz być przy tym.
– Ach, drogi mężu – rzekła pani jeżowa: – czyś zmysły stracił? Jakże możesz zakładać się z zającem?
– Cicho, babo! – rzekł na to jeż – To już moja rzecz! Dalej, ubieraj się i pójdź ze mną!
Po drodze mówił jeż do żony:
– Teraz uważaj! Tam, na wielkim polu ma się rozegrać nasz wyścig. Zając będzie leciał jedną bruzdą4, a ja drugą, a bieg rozpoczniemy z góry. Otóż ty nie masz nic innego do roboty, jak tylko siąść sobie w bruździe tu, na dole, a gdy zając przyleci z drugiej strony, zawołasz: „Ja już jestem!”
Ułożywszy się w ten sposób, doszli do pola.
Jeż wskazał żonie jej miejsce i skierował się w górę pola.
Dowlókłszy się na miejsce, zastał już zająca.
– Możemy zacząć? – zapytał.
– I owszem – odparł zając.