Tasuta

Cierpienia wynalazcy

Tekst
Märgi loetuks
Šrift:Väiksem АаSuurem Aa

– Gdo icie?… – zakrzyknął Kolb.

– To ja – rzekł Lucjan – idę stąd, Kolb.

– Lebi pyź ban sropił, szepyź nikty nie bżychocził – rzekł Kolb do siebie, ale dość głośno, aby Lucjan usłyszał.

– Lepiej byłbym zrobił, żebym nie przychodził na świat – odparł Lucjan. – Bądź zdrów, Kolb, nie mam ci za złe myśli, którą podzielam. Powiesz Dawidowi, że moim ostatnim westchnieniem był żal, że go nie mogę uściskać.

Skoro Alzatczyk wstał i ubrał się, Lucjan zamknął drzwi i puścił się ku Charencie przez aleję Beaulieu, ale tak jak gdyby szedł na zabawę, oblekł bowiem niby całun swe paryskie suknie, cały wykwintny rynsztunek dandysa. Uderzony akcentem ostatnich jego słów, Kolb chciał się dowiedzieć, czy pani Ewa wie o wyjeździe brata i czy się z nią pożegnał; ale znajdując dom pogrążony w głębokim milczeniu, pomyślał, że wyjazd był zapewne ułożony z góry, i położył się z powrotem.

W stosunku do wagi przedmiotu, bardzo mało pisano o samobójstwie, nie obserwowano go. Może choroba ta umyka się obserwacji. Samobójstwo jest wynikiem uczucia, które nazwalibyśmy, jeżeli chcecie, szacunkiem dla samego siebie, aby go nie mieszać ze słowem „honor”. W dniu, w którym człowiek sobą gardzi lub czuje się wzgardzony, w chwili gdy rzeczywistość jest w rozdźwięku z jego nadziejami, zabija się, składając w ten sposób hołd społeczeństwu, wobec którego nie chce pozostać odarty ze swych cnót lub z blasku. Co bądź by kto mówił, wśród ateuszów (u chrześcijanina trzeba uważać samobójstwo za niemożliwe) tchórze tylko przyjmują życie w hańbie. Samobójstwo bywa trojakie: raz, samobójstwo będące tylko ostatnim napadem długiej choroby i należące niewątpliwie do patologii; dalej, samobójstwo z rozpaczy; wreszcie – z wyrozumowania. Lucjan chciał się zabić z rozpaczy i z wyrozumowania; są to dwa rodzaje samobójstwa, z których można się cofnąć; nieodwołalne jest tylko samobójstwo patologiczne; często jednakże wszystkie trzy przyczyny się jednoczą, jak u Jana Jakuba Rousseau178.

Lucjan, raz powziąwszy postanowienie, zamyślił się nad wyborem środków: jako poeta, chciał skończyć poetycznie. Myślał zrazu po prostu rzucić się do Charenty; ale schodząc ostatni raz zakosami do Beaulieu, usłyszał wyobraźnią hałas, jaki wywoła jego samobójstwo, ujrzał ohydne widowisko, własne ciało wydobyte z wody, zniekształcone, będące przedmiotem dochodzeń sądowych; uczuł, jak bywa u samobójców, przypływ pośmiertnej próżności. W ciągu dnia spędzonego w młynie przechadzał się nad rzeką i zauważył niedaleko od młyna okrągłe jeziorko, takie jak zdarza się w biegu małych rzeczek, a którego spokojna powierzchnia zdradzała głębię. Woda nie jest wówczas ani zielona, ani niebieska, ani przejrzysta, ani żółta; jest jak gdyby zwierciadło polerowanej stali. Na brzegach tej czary nie widać było ani mieczyków, ani niezapominajek, ani szerokich liści nenufaru; trawa na stoku była krótka i gęsta, dokoła płaczące wierzby rosnące wcale malowniczo. Łatwo było odgadnąć przepaść pełną wody. Ktoś, kto by się zdobył na odwagę napełnienia kieszeni kamykami, mógłby znaleźć tam nieuniknioną śmierć, bez obawy, że go odnajdą kiedyś.

– Ha – rzekł poeta, podziwiając ładny zakątek – to miejsce dla topielców wymarzone!

Obraz ten stanął mu w pamięci w chwili, gdy dochodził do Houmeau. Szedł tedy ku Marsac, zdany na pastwę ostatnich i grobowych myśli, z niezłomnym postanowieniem, aby w ten sposób pochować na wieki sekret swojej śmierci, uniknąć śledztwa, pogrzebu, nie pokazać się oczom ludzi w ohydnym stanie niesionego przez wodę topielca. Dotarł niebawem do pagórków, których tyle spotyka się po drodze we Francji, zwłaszcza między Angoulême a Poitiers. Dyliżans z Bordeaux do Paryża nadjeżdżał z całą chyżością; można było przypuszczać, iż podróżni zechcą wysiąść, aby się piąć na długie zbocze piechotą. Lucjan, który nie chciał, aby go widziano, rzucił się w zapadłą dróżkę i zaczął rwać kwiatki w jakiejś winnicy. Kiedy wrócił na gościniec, trzymając w ręku bukiet pleniącego się w kamienistych winnicach żółtego kwiecia, wpadł prosto na podróżnego, ubranego zupełnie czarno, o pudrowanych włosach, obutego w trzewiki ze srebrnymi klamrami. Płeć179 miał ciemną i pokrytą bliznami, jak gdyby w dzieciństwie wpadł w ogień. Podróżny ten, wyglądający na osobę duchowną, szedł z wolna i palił cygaro. Słysząc Lucjana, który skoczył z winnicy na drogę, nieznajomy odwrócił się; melancholijna piękność poety, jego symboliczny bukiet i wykwintny strój uderzyły go wyraźnie. Podróżny podobny był w tej chwili do myśliwca, który znajduje długo i bezskutecznie szukaną ofiarę. Wyczekał, aż Lucjan się zbliży, i przyglądał mu się z dala, jak gdyby błądząc oczyma po zboczu. Lucjan, który czynił ten sam ruch, ujrzał małą kolaskę180, zaprzężoną w dwa konie, oraz pocztyliona pieszo.

– Odjechał pana dyliżans, młody panie, stracisz miejsce, chyba że zechcesz wsiąść do mej kolaski, aby go doścignąć; poczta idzie szybciej niż publiczny wehikuł – rzekł podróżny do Lucjana, wymawiając te słowa z wybitnym akcentem hiszpańskim i dając swej propozycji cechy najwykwintniejszej grzeczności.

Nie czekając na odpowiedź, Hiszpan dobył z kieszeni puzderko cygar i otwarłszy, podał je z uprzejmym gestem Lucjanowi.

– Nie jestem podróżnym – odparł Lucjan – i jestem zbyt blisko kresu drogi, aby się bawić w przyjemność palenia…

– Jest pan bardzo surowy dla samego siebie – odparł Hiszpan. – Mimo iż jestem kanonikiem w Toledo, pozwalam sobie od czasu do czasu na cygarko. Bóg zesłał nam tytoń, aby usypiać nasze bóle i namiętności… Zdajesz się pan mieć zmartwienie, przynajmniej masz jego godło w ręku, jak smutny bóg Hymenu181. Ot, weź pan… wszystkie zmartwienia twoje ulecą z tym dymem…

I ksiądz ponownie wysunął kuszącym ruchem słomiane puzderko, obrzucając Lucjana pełnym współczucia spojrzeniem.

– Daruj, ojcze – odparł sucho Lucjan – nie ma cygara, które by mogło rozproszyć me zgryzoty…

Przy tych słowach oczy Lucjana zwilżyły się łzami.

– Och, młodzieńcze, czyż więc Opatrzność wzbudziła we mnie chęć przechadzki (podróżni zwykli w ten sposób rozpraszać ogarniającą ich nad ranem senność), iżbym mógł, niosąc ci pociechę, dopełnić mojej misji na ziemi?… I jakież tak wielkie zgryzoty możesz mieć w swoim wieku?

– Twoje pociechy, ojcze, byłyby bezużyteczne; pan jesteś Hiszpan, ja Francuz; pan wierzysz w nakazy Kościoła, ja jestem ateusz…

– Santa Virgen del Pilar!182 Ateusz! – wykrzyknął ksiądz, ujmując Lucjana pod ramię z macierzyńską pieczołowitością. – Ba! oto jedna z osobliwości, które przyrzekałem sobie studiować w Paryżu. My, Hiszpanie, nie wierzymy w ateuszów… W jednej tylko Francji można, mając dziewiętnaście lat, wyznawać podobne zasady.

– Och, jestem ateuszem do szpiku kości; nie wierzę ani w Boga, ani w społeczeństwo, ani w szczęście. Przypatrz mi się dobrze, ojcze, za kilka godzin bowiem już mnie nie będzie… Oto moje ostatnie słońce!… – rzekł Lucjan z pewną emfazą, wskazując na niebo.

– Ejże! Cóżeś takiego uczynił, aby umierać? Kto cię skazał na śmierć?

– Najwyższy trybunał, ja sam!

– Dziecko! – wykrzyknął ksiądz. – Czy zabiłeś człowieka? Czy czeka cię rusztowanie? Mówmyż na rozum. Skoro chcesz wstąpić, wedle siebie, w nicość, wszystko ci jest obojętne na ziemi?

Lucjan skinął głową.

– A zatem możesz mi opowiedzieć swoje strapienia?… Chodzi zapewne o jakąś miłostkę, która nie idzie po myśli?…

Lucjan uczynił gest bardzo wymowny.

– Chcesz się zabić, aby uniknąć hańby lub dlatego, żeś zwątpił o życiu? Więc dobrze, zabijesz się równie dobrze w Poitiers, jak w Angoulême, w Tours równie dobrze, jak w Poitiers. Ruchome piaski Loary nie zwracają łupu…

– Nie, ojcze – odparł Lucjan – znalazłem, co mi trzeba. Przed trzema tygodniami spostrzegłem najbardziej uroczą przystań, przez jaką może się dostać na tamten świat człowiek zmierżony życiem…

 

– Na tamten świat? Nie jesteś więc ateuszem.

– Och! To, co rozumiem pod „tamtym światem”, to przyszłe przeobrażenie w zwierzę lub roślinę…

– Cierpisz na jaką nieuleczalną chorobę?

– Tak, ojcze.

– Aha, doszliśmy wreszcie do kłębka – rzekł ksiądz. – A jakąż?

– Ubóstwo.

Ksiądz spojrzał na Lucjana i rzekł z nieskończonym wdziękiem oraz z uśmiechem niemal ironicznym:

– Diament nie zna swej wartości.

– Jeden chyba ksiądz zdolny jest głaskać miłymi słówkami biedaka, który ma umrzeć!… – krzyknął Lucjan.

– Nie umrzesz! – rzekł Hiszpan z powagą w głosie.

– Słyszałem – odparł Lucjan – iż ograbia się ludzi na gościńcu, nie wiedziałem, że się ich wzbogaca.

– Dowiesz się – rzekł ksiądz, przyjrzawszy się, czy odległość, w jakiej znajdował się pojazd, pozwoli im przejść samotnie jeszcze kilka kroków. – Posłuchaj – rzekł ksiądz, żując cygaro – ubóstwo to nie jest dostateczna racja, aby umrzeć. Trzeba mi sekretarza, mój umarł właśnie w Barcelonie. Znajduję się w tym samym położeniu, w jakim był baron de Görtz, słynny minister Karola Dwunastego183, który przybył bez sekretarza do pewnego miasteczka, jadąc do Szwecji, jak ja do Paryża. Baron spotkał syna złotnika, chłopca uderzającego pięknością, mimo iż z pewnością nie mogła się równać z twoją. Baron de Görtz odgadł w młodym człowieku inteligencję, jak ja widzę poezję na twoim czole; wziął go do kolaski, jak ja wezmę ciebie; i z tego chłopca, skazanego na to, by oksydować nakrycia i fabrykować klejnoty w miasteczku podobnym do Angoulême, uczynił swego faworyta, jak ty będziesz moim. Przybywszy do Sztokholmu, baron instaluje chłopca i zarzuca go pracą. Młody sekretarz trawi noce na pisaniu; jak wszyscy wielcy pracownicy, nabiera nałogu: zaczyna żuć papier. Śliczny chłoptaś zaczyna od papieru białego, ale przyzwyczaja się i przechodzi do papieru zapisanego, który mu się zdaje smakowitszy. Nie palono jeszcze wówczas tak jak dziś. Wreszcie sekretarzyna dochodzi z jednego smaku w drugi, do tego, że zaczyna żuć pergaminy i zjadać je. Toczyły się wówczas między Rosją a Szwecją rokowania o traktat pokojowy, który Stany184 narzucały Karolowi Dwunastemu, jak w roku tysiąc osiemset czternastym chciano zmusić Napoleona, aby się układał o pokój. Podstawą negocjacji był traktat zawarty między dwoma mocarstwami z przyczyny Finlandii185. Görtz powierza oryginał swemu sekretarzowi; ale kiedy przychodzi moment przedstawienia Stanom projektu, zachodzi ta mała trudność, że traktat znikł bez śladu. Stany wyobrażają sobie, że przez usłużność dla króla minister postarał się usunąć dokument. Stawiają barona de Görtz w stan oskarżenia; wówczas sekretarz wyznaje, iż zjadł traktat… Wszczyna się proces, fakt stwierdzono, skazują sekretarza na śmierć. Ale ponieważ nie jesteś w tym położeniu, weź cygaro i zapal, czekając na naszą kolaskę.

Lucjan wziął cygaro i zapalił, jak to jest przyjęte w Hiszpanii, od cygara księdza, mówiąc sobie:

„Ma słuszność, zawsze mam czas się zabić”.

– Często – podjął Hiszpan – właśnie w chwili, kiedy młodzi ludzie najbardziej rozpaczają o przyszłości, zaczyna się ich dobra dola. Oto co ci chciałem powiedzieć, ale wolałem wykazać przykładem. Piękny sekretarz, skazany na śmierć, znajdował się w sytuacji tym rozpaczliwszej, iż król szwedzki nie mógł go ułaskawić, skoro wyrok wydały Stany szwedzkie; ale przymknął oczy na ucieczkę. Śliczny młodzieniec umyka na łódce z kilkoma talarami w kieszeni i przybywa na dwór kurlandzki186, opatrzony listem polecającym Görtza, w którym szwedzki minister tłumaczy księciu przygodę i manię swego protegowanego. Książę pomieszcza ładnego chłopca jako sekretarza u swego intendenta. Książę był rozrzutnikiem, miał ładną żonę i intendenta, trzy źródła ruiny. Jeżeli myślisz, że ów młodzian, skazany na śmierć za to, iż zjadł traktat dotyczący Finlandii, poprawił się ze swego przewrotnego smaku, nie znasz władzy, jaką ma nałóg nad człowiekiem; kara śmierci nie powstrzyma go, gdy chodzi o rozkosz, jaką sobie stworzył! Skąd pochodzi ta potęga narowu? Czy ta siła tkwi w samej jego istocie, czy pochodzi z ludzkiej słabości? Czy istnieją pasje będące już na granicy szaleństwa? Śmiać mi się chce, gdy widzę, jak moraliści usiłują zwalczać podobne choroby za pomocą pięknych sentencji!… Zdarzyła się chwila, w której książę, podrażniony odmową intendenta, gdy raz zażądał pieniędzy, zapragnął przejrzeć rachunki, ot, głupstwo! Nic łatwiejszego jak sporządzić rachunek, nie w tym trudność. Intendent powierzył sekretarzowi wszystkie akta, aby z nich ustalił bilans listy cywilnej187 Kurlandii. Wśród swej pracy, w nocy, gdy ją miał już ukończyć, młody papierożerca spostrzega się, iż żuje pokwitowanie księcia na dość znaczną sumę. Strach go ogarnia; przerywa w pół wyrazu, biegnie rzucić się do stóp księżnej, tłumacząc jej swój nałóg, błagając o wstawiennictwo, żebrząc ratunku. Było to w nocy… Uroda młodego sekretarza wywarła takie wrażenie na tej kobiecie, iż wyszła zań, skoro została wdową. I tak, w pełni osiemnastego wieku, w kraju, gdzie królowała wszechwładna moc herbu, syn złotnika został panującym… Ba, czymś więcej!… Był regentem w czasie śmierci pierwszej Katarzyny, opanował cesarzową Annę188 i zapragnął być Richelieum189 Rosji. Otóż, młodzieńcze, wiedz to jedno: że jeżeli ty jesteś piękniejszy od Birona190, ja, mimo iż prosty kanonik, wart jestem więcej od barona Görtza. Zatem siadaj! Znajdziemy ci księstwo kurlandzkie w Paryżu, w braku zaś księstwa zawsze znajdziemy bodaj jaką księżnę.

Hiszpan wziął Lucjana pod ramię, zmusił go dosłownie, aby wsiadł do kolasy, a pocztylion zatrzasnął drzwiczki.

– Teraz mów, słucham – rzekł kanonik toledański do zdumionego Lucjana. – Jestem stary ksiądz, któremu wszystko możesz powiedzieć bez obawy. Schrupałeś dotąd zapewne jedynie swą ojcowiznę albo pieniądze mamusi. Narobiliśmy trochę dłużków, jesteśmy zaś nadziani honorem aż po koniuszek tych ślicznych lakierowanych bucików… No, wyspowiadaj się śmiało; zupełnie tak, jakbyś mówił do samego siebie.

Lucjan znajdował się w położeniu owego rybaka z arabskiej bajki, który chcąc się utopić w pełnym oceanie, dostaje się w podmorską krainę i zostaje tam królem. Ksiądz hiszpański wydawał mu się tak szczerze życzliwy, że poeta nie wahał się otworzyć mu serce; opowiedział tedy, pomiędzy Angoulême a Ruffec, całe swe życie, nie opuszczając żadnego błędu, aż do ostatniej klęski, jaką spowodował. W chwili gdy kończył to opowiadanie, wygłoszone tym poetyczniej, ile że powtarzał je trzeci raz od dwóch tygodni, pojazd przybył w miejsce, gdzie, niedaleko Ruffec, znajduje się wioska Rastignaców. Nazwisko to, wymówione przez Lucjana, uczyniło na kanoniku wrażenie.

– Oto – rzekł Lucjan – skąd wyruszył młody Rastignac, który z pewnością nie więcej jest wart ode mnie, ale który miał więcej szczęścia.

– A!…

– Tak, ta pańska rudera to ich dom. Został, jak panu mówiłem, kochankiem pani de Nucingen, żony słynnego bankiera. Ja bawiłem się w poezję; on, sprytniejszy, trzymał się rzeczy pozytywnych.

Ksiądz kazał stanąć, chciał, przez ciekawość, przejść małą aleję, która z gościńca prowadziła do domu, i przyglądał się wszystkiemu z większym zaciekawieniem, niżby się można spodziewać po hiszpańskim księdzu.

– Ojciec zna Rastignaców?… – spytał Lucjan.

– Znam cały Paryż – rzekł Hiszpan, siadając z powrotem. – Zatem dla braku dziesięciu czy dwunastu tysięcy miałeś się zabić. Jesteś dziecko, nie znasz ani ludzi, ani świata. Los człowieka wart jest tyle, na ile go sam szacuje; ty cenisz swą przyszłość na dwanaście tysięcy, otóż ja z miejsca kupuję cię za wyższą cenę. Co do uwięzienia szwagra, to błahostka. Jeśli ten zacny pan Séchard zrobił odkrycie, będzie bogaty. Ludzie bogaci nie siedzą nigdy w więzieniu za długi. Nie wydajesz mi się zbyt mocny w historii. Są dwie historie: jedna urzędowa, kłamliwa, ta, której uczą, historia ad usum delphini191; druga, historia sekretna, gdzie znajdują się prawdziwe przyczyny wydarzeń, historia haniebna. Pozwól sobie opowiedzieć, w trzech słowach, drugą historyjkę, której nie znasz. Ambitny młody człowiek, ksiądz, chce się docisnąć do spraw publicznych, robi się pokornym psem faworyta, faworyta królowej; faworyt nabiera dlań sympatii, podnosi go rangi ministra, dając mu miejsce w Radzie. Pewnego wieczora jeden z tych ludzi, którym się wydaje, że oddają przysługę (nie oddawaj nigdy przysług, o które cię nie proszą!), uwiadamia ambitnego młodzieńca, że życie jego dobroczyńcy jest zagrożone. Król zbrzydził sobie jego kuratelę; jutro faworyt, jeśli się uda do pałacu, ma zginąć. I cóż, młodzieńcze, cóż byś uczynił, gdybyś otrzymał ten list?…

 

– Poszedłbym natychmiast ostrzec swego dobroczyńcę – wykrzyknął żywo Lucjan.

– Jesteś wciąż tym samym dzieckiem, jakim okazałeś się w obrazie swego życia – rzekł ksiądz. – Młodzieniec powiedział sobie: „Jeśli król waży się aż na zbrodnię, mój dobroczyńca jest zgubiony; trzeba udać, żem otrzymał list za późno!” I spał do godziny, w której zabijano faworyta…

– To potwór! – rzekł Lucjan, który podejrzewał, że ksiądz chce go wypróbować.

– Wszyscy wielcy ludzie są potworami; ten nazywał się kardynał de Richelieu – odparł kanonik – dobroczyńca zaś jego – marszałek d'Ancre192. Widzisz, że nie znasz jeszcze historii Francji. Czy nie miałem słuszności, mówiąc, że historia nauczana w szkołach to zbiorek dat i faktów przede wszystkim nader wątpliwy, a potem bez najmniejszego pożytku? Na co ci się zda wiedzieć, że istniała Joanna d'Arc193? Czyś wyciągnął kiedy z tego konkluzję, że gdyby Francja była wówczas przyjęła andegaweńską dynastię Plantagenetów, dwa zjednoczone narody miałby dzisiaj władztwo nad światem, i że dwie wyspy, gdzie się dziś wytwarza ferment zamieszek politycznych całego kontynentu, byłyby dwiema francuskimi prowincjami?… Ba, czy zastanawiałeś się nad środkami, za pomocą których Medyceusze194, prości kupcy, doszli do godności wielkich książąt Toskanii?

– Poeta we Francji nie ma obowiązku być benedyktynem – rzekł Lucjan.

– Otóż, młodzieńcze, zostali książętami tak samo, jak Richelieu ministrem. Gdybyś szukał w historii przyczyny wydarzeń, zamiast uczyć się na pamięć ich nagłówków, byłbyś z nich wyciągnął prawidła postępowania. Z tego, co zaczerpnąłem, ot tak, nie przebierając, w zbiorku prawdziwych faktów, wynika to prawo. Uważaj ludzi, a zwłaszcza kobiety, jedynie za narzędzia, ale nie pozwól im się tego domyślać. Uwielbiaj jak bóstwo tego, kto, stojąc wyżej od ciebie, może ci być użyteczny, i nie opuszczaj go, póki nie opłaci na wagę złota twego służalstwa. W stosunkach ze światem bądź twardy jak Żyd i jak on uniżony; czyń dla władzy wszystko to, co on czyni dla pieniędzy. Ale też człowiek upadły niech będzie dla ciebie tak, jakby nigdy nie istniał. Wiesz, czemu winieneś postępować w ten sposób?… Chcesz panować nad światem, prawda? Trzeba zacząć od tego, aby być posłusznym światu i dobrze go studiować. Uczeni zgłębiają książki, politycy zgłębiają ludzi, ich interesy, źródła ich postępków. Otóż świat, społeczeństwo, ludzie, wzięci w ogóle, są fatalistami i ubóstwiają fakt. Wiesz, czemu ci czynię ten mały wykład historii? Ponieważ domyślam się w tobie bezgranicznej ambicji…

– Tak, ojcze!

– Poznałem to – odparł kanonik. – Ale w tej chwili powiadasz sobie: „Ten hiszpański kanonik wymyśla anegdoty i nakręca historię, aby mi dowieść, że byłem nadto cnotliwy…”

Lucjan uśmiechnął się, widząc, iż tak dobrze odgadnięto jego myśl.

– A zatem, młody człowieku, weźmy fakty, które stały się już banalne – rzekł ksiądz. – Pewnego dnia Francja stała się niemal cała łupem Anglików, król ma już tylko jedną prowincję. Z łona ludu podnoszą się dwie istoty: uboga młoda dziewczyna, właśnie ta Joanna d'Arc, o której mówiliśmy; następnie mieszczanin, nazwiskiem Jakub Coeur195. Jedna daje swe ramię i urok swego dziewictwa, drugi swoje złoto: królestwo uratowane. Ale dziewczyna dostaje się do niewoli!… Król, który może wykupić dziewczynę, pozwala ją spalić żywcem. Co zaś do bohaterskiego mieszczanina, król daje go oskarżyć o śmiertelne zbrodnie swoim dworakom, którzy rozszarpują jego mienie. To, co zdarto z niewinnego człowieka, osaczonego, tropionego, zdławionego ręką sprawiedliwości, bogaci pięć szlacheckich domów… I ojciec arcybiskupa z Bourges opuszcza królestwo, aby doń nigdy nie wrócić, bez grosza ze swych majątków we Francji, nie mając innego mienia prócz tego, które zawierzył Arabom, Saracenom w Egipcie. Mógłbyś jeszcze powiedzieć: „To przykłady zbyt stare, wszystkie te niewdzięczności mają za sobą trzysta lat publicznego nauczania, szkielety zaś liczące tyleż lat życia przechodzą w sferę bajki”. Otóż, młody człowieku, czy wierzysz w ostatniego półboga Francji, w Napoleona? Trzymał jednego ze swych generałów w niełasce, zrobił go marszałkiem jedynie bardzo niechętnie, nigdy nie posługiwał się nim szczerze. Ten marszałek nazywał się Kellermann196. Wiesz czemu? Kellermann ocalił Francję i Pierwszego Konsula pod Marengo śmiałą szarżą, której dano brawo wśród krwi i ognia. W biuletynie nie było nawet wzmianki o tej bohaterskiej szarży. Przyczyna oziębłości Napoleona dla Kellermanna jest także przyczyną niełaski Fouchégo197, Talleyranda198: to ta sama niewdzięczność króla Karola Siódmego199, Richelieugo, niewdzięczność…

– Ale, ojcze, przypuściwszy, iż ocalisz mi życie i dasz w rękę fortunę – rzekł Lucjan – czynisz mi w ten sposób wdzięczność zbyt lekką.

– Urwisie – rzekł ksiądz, uśmiechając się i biorąc Lucjana za ucho, aby je pokręcić z poufałością jak gdyby królewską – gdybyś był niewdzięczny wobec mnie, byłbyś wówczas człowiekiem silnym i pokłoniłbym się przed tobą; ale jeszcze nie zaszedłeś tak daleko; z prostego ucznia chciałeś zbyt rychło stać się mistrzem. To wada Francuzów w waszej epoce. Popsuł ich przykład Napoleona. Wnosisz dymisję, ponieważ nie możesz otrzymać epoletów, których pragniesz… Ale czyś skupił całą swą wolą, wszystkie czyny w jednej myśli?…

– Niestety, nie – rzekł Lucjan.

– Byłeś tym, co Anglicy nazywają inconsistent200 – ciągnął kanonik z uśmiechem.

– Mniejsza o to, czym byłem, skoro nie mogę już być niczym! – odparł Lucjan.

– Niech poza wszystkimi twymi pięknymi przymiotami znajdzie się siła semper virens201 – rzekł ksiądz, ostentacyjnie pokazując, iż umie nieco po łacinie – a nie oprze ci się nic w świecie. Kocham cię już na tyle…

Lucjan uśmiechnął się z niedowierzaniem.

– Tak – ciągnął nieznajomy, odpowiadając na jego uśmiech – obchodzisz mnie tak, jak gdybyś był moim synem, jestem zaś dość silny, aby mówić z tobą otwarcie, jak ty mówiłeś ze mną. Wiesz, co mi się podoba w tobie?… Sam uczyniłeś z sobą generalne pranie, możesz tedy wysłuchać kursu moralności, którego nie spotkasz nigdzie; ludzie bowiem skupieni w gromadę są jeszcze bardziej obłudni niż wówczas, gdy interes zmusza ich do grania komedii. Dlatego też znaczną część życia pochłania plewienie w swoim sercu tego, czemu pozwoliło się wzrosnąć w młodości. Ta operacja nazywa się nabywaniem doświadczenia.

Lucjan, słuchając księdza, myślał:

„To jakiś stary dyplomata, rad, iż może rozerwać się w drodze. Bawi go to, aby przewracać w głowie biednemu chłopcu, którego spotkał na progu samobójstwa, po czym puści mnie wolno, wyczerpawszy zabawę… Ale rozumie się na paradoksach i nie ustępuje w niczym takiemu Blondetowi albo Lousteau”.

Mimo tej roztropnej myśli wpływ zepsucia, jakie roztaczał ów dyplomata, wchodził głęboko w duszę Lucjana, z natury dość podatną w tej mierze, i czynił w niej spustoszenia tym większe, ile że wspierał się na głośnych przykładach. Przykuty urokiem tej cynicznej konwersacji, Lucjan czepiał się tym chętniej życia, iż czuł jak gdyby potężne ramię, dobywające go z głębin samobójstwa na powierzchnię. Ksiądz zdawał sobie sprawę ze swego zwycięstwa, toteż od czasu do czasu okraszał swe historyczne sarkazmy chytrym uśmieszkiem.

– Jeżeli zasady moralne księdza podobne są do jego poglądu na historię – rzekł Lucjan – chciałbym wiedzieć, jaka jest w tej chwili pobudka owego rzekomego miłosierdzia?

– To, młody człowieku, jest ostatni punkt mego kazania; pozwolisz mi go zachować na później, w ten sposób bowiem nie rozstaniemy się dzisiaj – odparł z subtelnym uśmiechem ksiądz, widząc, że sztuczka się udała.

– A zatem, mówmy o moralności – rzekł Lucjan, który pomyślał: „Zabawię się i ja jego kosztem”.

– Moralność, młody człowieku, zaczyna się z prawem – rzekł ksiądz. – Gdyby chodziło tylko o religię, prawa byłyby zbyteczne: ludy religijne mają mało praw.Ponad prawem cywilnym jest prawo polityczne. Chcesz wiedzieć, co dla człowieka politycznego widnieje na czole tego waszego dziewiętnastego stulecia? Francuzi wymyślili w tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym trzecim wszechwładzę ludu, która skończyła się samowładnym monarchą. Oto historia waszego narodu. Co do obyczajów: pani Tallien i pani Beauharnais202 prowadziły się zupełnie jednako; Napoleon pojmuje jedną za żonę, czyni z niej waszą cesarzową, drugiej zaś nie zechciał nigdy przyjąć, mimo iż była księżną. On sam, sans-culotte203 w tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym trzecim, wkłada w tysiąc osiemset czwartym żelazną koronę204. Krwiożerczy kochankowie hasła „równość lub śmierć” w tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym drugim – stają się od tysiąc osiemset szóstego współtwórcami arystokracji ulegalizowanej przez Ludwika Osiemnastego. Za granicą arystokraci, którzy królują dziś w Dzielnicy Saint-Germain, zrobili gorzej: byli lichwiarzami, kupcami, pasztetnikami, ekonomami, pastuchami. We Francji zatem, tak w prawie politycznym, jak i moralnym, wszyscy i każdy z osobna zadali kłam punktowi wyjścia przez ostateczny rezultat; wszyscy wykazali rozbieżność przekonań i postępowania. Nie było logiki ani u rządu, ani u jednostek. Dlatego moralność jest dziś wam czymś obcym. Dzisiaj u was sukces jest najwyższą racją wszystkich postępków, bez względu na ich wartość i charakter. Fakt nie jest już niczym sam w sobie, cały jest w pojęciu, jakie drudzy sobie o nim tworzą. Stąd, młody człowieku, nowa nauka: miej piękne pozory! Ukrywaj podszewkę swego życia i pokazuj bardzo świetny wierzch. Dyskrecja, ta dewiza ambitnych, jest hasłem naszego zakonu205; niech się stanie i twoim. Wielcy popełniają niemal tyle podłości, co nędzarze; ale popełniają je w cieniu, paradują zaś cnotami: są zawsze wielcy. Mali rozwijają swe cnoty w cieniu, wystawiają swe nędze na światło: są przedmiotem wzgardy. Ty ukrywałeś swe wielkości, odsłaniałeś zaś rany. Kochałeś publicznie aktorkę, żyłeś z nią, mieszkałeś u niej; nie czyniłeś nic godnego nagany, każdy uważał, że oboje jesteście zupełnie wolni, ale stawałeś w ten sposób wbrew pojęciom świata; jakoż brakło ci owego poważania, którego świat użycza ludziom posłusznym jego prawu. Gdybyś podzielił Koralię z owym panem Camusotem, gdybyś ukrywał swoje z nią stosunki, zaślubiłbyś panią de Bargeton, byłbyś prefektem i margrabią de Rubempré. Zmień postępowanie: wysuń naprzód swą piękność, wdzięk, dowcip, poezję. Jeśli sobie pozwolisz na małe bezeceństwo, niech to będzie w czterech ścianach. Wówczas nie popełnisz już owego nietaktu, aby czynić widoczną plamę na dekoracjach wielkiego teatru zwanego światem. Napoleon nazywa to: prać brudną bieliznę w rodzinie. Z drugiej zasady wypływa ten dalszy pewnik: wszystko polega na formie. Zrozum, co nazywam formą. Są ludzie bez wychowania, którzy, przyciśnięci potrzebą, biorą drugiemu jakąś sumę gwałtem; nazywają się zbrodniarzami i mają do czynienia z kodeksem karnym. Biedny genialny człowiek znajduje sekret, który wart jest całe skarby, pożyczasz mu trzy tysiące (na wzór tych Cointetów, którym wpadły w ręce twoje trzy tysiące franków i którzy obłupią twego szwagra), nękasz go póty, aż ci odstąpi wszystko albo część sekretu; masz do czynienia tylko ze swoim sumieniem, sumienie zaś nie zaprowadzi cię przed kratki sądowe. Wrogowie porządku społecznego korzystają z tej sprzeczności, aby ujadać na sprawiedliwość i gniewać się w imieniu ludu o to, że posyła się na galery złodzieja, który w nocy skradnie kurę z podwórka, gdy skazuje się ledwie na kilka miesięcy więzienia człowieka, który rujnuje całe rodziny podstępnym bankructwem; ale ci hipokryci wiedzą dobrze, że skazując złodzieja, sędziowie utrzymują między bogatymi a biednymi barierę, której obalenie byłoby końcem porządku społecznego, gdy fałszywy bankrut, zręczny łowca sukcesji, łajdacki bankier powoduje jedynie przemieszczenie kapitałów. Tak więc społeczeństwo, mój synu, zmuszone jest na swoją rzecz czynić to samo rozróżnienie, jakie ja czynię na twoją. Najważniejsze jest to, aby się czuć równym całej społeczności. Napoleon, Richelieu, Medyceusze mieli się za równych swemu wiekowi. Ty szacujesz się na dwanaście tysięcy franków!… Twoje społeczeństwo nie uwielbia już prawdziwego Boga, ale złotego cielca!… Taka jest religia waszej konstytucji, która w polityce liczy się już tylko z własnością. Czyż to nie znaczy powiedzieć wszystkim poddanym: „Starajcie się być bogaci…”? Kiedy zdoławszy sobie legalnie wykroić fortunę, będziesz bogatym i margrabią, wówczas pozwolisz sobie na honor i tym podobne zbytki. Wówczas rozwiniesz tyle skrupułów, iż nikt nie będzie śmiał cię oskarżyć, żeś im kiedykolwiek chybił; o ile chybisz im kiedy, dążąc do fortuny, czego nie radziłbym ci nigdy – rzekł ksiądz, ujmując rękę Lucjana i klepiąc ją poufale. – Cóż tedy trzeba włożyć w tę piękną główkę?… Jedynie tę zasadę: postaw sobie świetny cel i kryj środki, jakimi doń dążysz. Postępowałeś jak dziecko, bądź mężczyzną; bądź myśliwcem, czaj się w zasadzce wśród tego paryskiego świata, czekaj ofiary i przypadku, nie oszczędzaj ani swej osoby, ani tego, co się nazywa godnością, wszyscy bowiem jesteśmy posłuszni czemuś, jakiemuś nałogowi, jakiejś konieczności; ale przestrzegaj najwyższego prawa: tajemnicy.

– Przerażasz mnie, ojcze – wykrzyknął Lucjan – to mi trąci filozofią opryszków.

– Masz słuszność – rzekł kanonik – ale nie ja ją stworzyłem. Tak rozumowali wszyscy ci, co chcieli dojść, dom austriacki, jak i dom francuski. Ty nie masz nic, jesteś w położeniu Medyceuszów, Richelieugo, Napoleona w początkach ich kariery. Ci ludzie, mój chłopcze, uważali, iż przyszłość ich warta jest niewdzięczności, zdrady i najskrajniejszych sprzeczności postępowania. Trzeba wszystko ważyć, aby zdobyć wszystko. Rozumujmy. Kiedy siadasz do gry, czy spierasz się o warunki? Reguły są ustanowione, przyjmujesz je.

„Ho, ho! – pomyślał Lucjan – on zna i karteczki”.

– W jaki sposób zachowujesz się przy grze? – rzekł ksiądz. – Czy przestrzegasz najpiękniejszej z cnót, szczerości? Nie tylko ukrywasz swą grę, ale nawet, kiedy jesteś pewny triumfu, starasz się wzbudzić przekonanie, że grozi ci przegrana. Słowem, maskujesz się, nieprawdaż?… Kłamiesz, aby zyskać pięć ludwików206!… Cóż byś powiedział o graczu dość wspaniałomyślnym, aby przestrzec drugich, w karcie ma „wózek”? Otóż człowiek ambitny, który chce walczyć wedle zasad cnoty, podczas gdy przeciwnicy obywają się bez nich, jest dzieckiem. Takiemu dziecku stary polityk mógłby powiedzieć to, co gracze mówią komuś, kto nie korzysta ze swoich „wózków”: „Drogi panie, niech pan nigdy nie grywa w hazard”… Alboż to ty ustanawiałeś reguły w grze ambicji? Dlaczego mówiłem ci o potrzebie postawienia się na równi ze społeczeństwem?… Dlatego, że dziś, młody człowieku, społeczeństwo nieznacznie przywłaszczyło sobie tyle praw nad jednostką, że jednostka zmuszona jest walczyć ze społeczeństwem. Nie ma już praw, istnieją jedynie obyczaje, to znaczy komedia, wyłącznie forma.

178Rousseau, Jean Jacques (1712–1778) – pisarz francuski, zaliczany do nurtu sentymentalnego, zwolennik życia blisko natury, krytyk cywilizacji, prekursor romantyzmu. [przypis edytorski]
179płeć (daw.) – cera; koloryt skóry twarzy. [przypis edytorski]
180kolaska – powóz, bryczka. [przypis edytorski]
181Hymen (mit. gr.) – bóg zaślubin i małżeństwa; przen.: małżeństwo. [przypis edytorski]
182Santa Virgen del Pilar! (hiszp.) – Święta Dziewico z Kolumny; wezwanie Matki Boskiej z Bazyliki Nuestra Señora del Pilar w Saragossie, gdzie znajduje się kolumna, na której wg tradycji aniołowie nieśli Maryję, objawiającą się w ten sposób apostołowi Jakubowi, prowadzącemu ewangelizację tych okolic. [przypis edytorski]
183Karol XII (1682–1718) – król Szwecji, wybitny dowódca wojskowy; objąwszy tron jako nastolatek (1697), wkrótce został zmuszony do podjęcia wojny (tzw. III wojna północna, 1700–1721), podczas której prowadził bardzo zręczne działania i wielokrotnie rozbijał przeważające wojska koalicji Rosji, Saksonii, królestwa Danii i Norwegii oraz Polski. [przypis edytorski]
184Stany – tu: dawny szwedzki parlament stanowy, Ståndsriksdagen, w którym zasiadali przedstawiciele czterech stanów królestwa: duchowieństwa, szlachty, mieszczaństwa i chłopów. [przypis edytorski]
185traktat zawarty (…) z przyczyny Finlandii – Finlandia była wówczas częścią królestwa Szwecji; podczas III wojny północnej Rosja zaatakowała terytorium Finlandii, pokonując armię, a następnie flotę szwedzką (1714). [przypis edytorski]
186Kurlandia – kraina historyczna, obecnie zachodnia część Łotwy; powstałe w 1561 Księstwo Kurlandii i Semigalii stanowiło formalnie lenno Rzeczypospolitej Obojga Narodów, od 1711 znalazła się nieoczekiwanie w strefie wpływów rosyjskich, do czego doprowadził ślub księżniczki Anny, córki cara Iwana V, z księciem Fryderykiem Wilhelmem Kettlerem, który zmarł kilka miesięcy po ślubie. [przypis edytorski]
187lista cywilna – fundusze państwowe przeznaczone na utrzymanie władcy. [przypis edytorski]
188Był regentem w czasie śmierci pierwszej Katarzyny, opanował cesarzową Annę – chodzi o Katarzynę I, żonę cara Piotra I, panującą w l. 1724–1727, oraz o Annę Iwanowną Romanową, córkę cara Iwana V, księżną Kurlandii i Semigalii (1711–1731) i cesarzową Rosji (1730–1740). [przypis edytorski]
189Richelieu, Armand-Jean du Plessis de (1585–1642) – francuski książę, kardynał, od 1624 roku pierwszy minister Francji; faktycznie kierował polityką państwa. [przypis edytorski]
190Biron, Ernest Johann (1690–1772) – szlachcic inflancki, w 1716 wybrany przez księżnę Annę Iwanowną Romanową na doradcę i faworyta po śmierci męża. Kiedy Anna została carycą Rosji, Biron stopniowo przejął kontrolę nad administracją cywilną oraz zwierzchnictwo nad armią, faktycznie sprawował pełną władzę w Rosji (okres tzw. bironowszczyzny). [przypis edytorski]
191ad usum delphini (łac.) – dosł.: do użytku delfina, tj. francuskiego następcy tronu; ocenzurowane, ze względów moralnych, wydania klasyków łacińskich przeznaczone dla syna Ludwika XIV; ogólnie: wersje utworów przeznaczone dla dzieci i młodzieży. [przypis edytorski]
192Concino Concini, markiz d'Ancre (1575–1617) – włoski arystokrata i polityk, faworyt królowej Francji Marii Medycejskiej, odegrał znaczącą rolę polityczną w okresie małoletniości króla Ludwika XIII. Zginął zamordowany przez spiskowców młodego króla, który przy pomocy własnych faworytów chciał przejąć ster rządów w państwie. [przypis edytorski]
193Joanna d'Arc (1412–1431) – bohaterka narodowa Francji; podczas wojny stuletniej z Anglią poprowadziła armię francuską do kilku ważnych zwycięstw, twierdząc, że działa kierowana przez Boga; zginęła spalona na stosie. [przypis edytorski]
194Medyceusze – florencki ród kupiecki i bankierski, od 1532 książęcy; od 1434 jego członkowie rządzili Florencją, która w 1569 stała się stolicą Wielkiego Księstwa Toskanii; odegrali wielką rolę kulturalną i polityczną. [przypis edytorski]
195Coeur, Jacques (1395–1456) – francuski kupiec i finansista, skarbnik i pożyczkodawca Karola VII, wspomagał tworzenie francuskiej armii narodowej podczas wojny stuletniej; zdobył wielką władzę i majątek; w 1451 został aresztowany i uwięziony pod zarzutami oszustw, korupcji i porwań, zaś jego majątek skonfiskowano; w 1455 udało mu się zbiec do Rzymu. [przypis edytorski]
196Kellermann – pomylone dwie postacie: za zasługi w bitwie pod Valmy (1804) do stopnia marszałka Cesarstwa Francuskiego został awansowany przez Napoleona generał François Christophe Kellermann (1735–1820), natomiast dowódcą ciężkiej kawalerii w bitwie pod Marengo (1800) był jego syn, François Étienne Kellermann (1770–1835), wówczas generał brygady, awansowany po bitwie na generała dywizji, który jednak nigdy nie otrzymał nominacji marszałka. [przypis edytorski]
197Fouché, Joseph (1759–1820) – francuski polityk, oceniany jako przebiegły i bezwzględny karierowicz; członek Konwentu w okresie rewolucji francuskiej, odpowiedzialny za krwawe stłumienie powstania w Lyonie w 1793, minister policji podczas panowania Napoleona, po jego upadku w 1815 został prezydentem rządu tymczasowego, następnie ministrem policji króla Ludwika XVIII. [przypis edytorski]
198Talleyrand, właśc. książę Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord (1754–1838) – francuski dyplomata i polityk; zasłynął jako inteligentny, cyniczny i bezwzględny pragmatyk, pełniąc funkcje agenta dyplomatycznego lub ministra spraw wewnętrznych kolejnych rządów: Dyrektoriatu, Napoleona, Burbonów i Ludwika Filipa I. [przypis edytorski]
199Karol VII Walezjusz (1403–1461) – król Francji od 1422; na mocy traktatu w Troyes (1420) pozbawiony praw do tronu na rzecz króla Anglii Henryka V; po udanej misji Joanny d'Arc i odparciu Anglików spod Orleanu koronował się w Reims (1429), uwolnił terytorium całego kraju i pomyślnie zakończył wojnę stuletnią. [przypis edytorski]
200inconsistent (ang.) – niekonsekwentny, niestały. [przypis edytorski]
201semper virens (łac.) – wiecznie zielona; stale świeża, młodzieńcza. [przypis edytorski]
202pani Tallien i pani Beauharnais – Thérése Tallien (1773–1835): francuska arystokratka, słynęła z urody i swobodnego trybu życia; wyszła za mąż w wieku 14 lat, po rozwodzie jej kochankiem, a potem drugim mężem został rewolucjonista Jean Tallien; po rozwodzie z Tallienem miała krótki flirt z Napoleonem, dwa kolejne romanse, ostatecznie wyszła za mąż za księcia de Chimay; Józefina de Beauharnais (1763–1814): od 1779 żona wicehrabiego Alexandre'a de Beauharnais, straconego w 1794, przeżywała liczne romanse, w 1796 została pierwszą żoną Napoleona Bonapartego. [przypis edytorski]
203sans-culotte (fr.) – dosłownie: bez (krótkich) spodni; w czasie Rewolucji Francuskiej nazwa nadawana rewolucjonistom, którzy nosili spodnie długie, zamiast modnych wówczas wśród szlachty krótkich spodni z koronkami (fr. culotte). [przypis edytorski]
204żelazna korona – średniowieczna korona królów longobardzkich, którą po podbiciu ich państwa przejął Karol Wielki; w średniowieczu koronowali się nią cesarze Świętego Cesarstwa Rzymskiego jako królowie Włoch; Napoleon Bonaparte koronował się nią w 1805 na króla Włoch (podczas jego koronacji na cesarza Francuzów w 1804 została użyta nowa korona, zaprojektowana na średniowieczny wygląd, gdyż tradycyjna korona królewska została zniszczona podczas rewolucji). [przypis edytorski]
205nasz zakon – ze słów księdza wydaje się wynikać, że należy on do zakonu jezuitów. [przypis edytorski]
206ludwik a. luidor (fr. Louis d'or: złoty Ludwik) – złota moneta francuska z podobizną króla, bita w latach 1640–1791; ludwikami nazywano później tradycyjnie złote 20-frankówki. [przypis edytorski]