Бесплатно

Rzecz wyobraźni

Текст
Автор:
0
Отзывы
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

II

Mimo wszystkie, minione i niegodne, ażeby je dzisiaj przypominać, wahania tematyki i stanowiska ideowego, Różewicz należy do autorów o tak jednolitym pionie wewnętrznym, że Formy, zbiór całkowicie dojrzały, to nic innego jak swoisty nawrót do prapoczątku tej poezji. Nawrót, utrwalenie, jeden więcej wariant wciąż tej samej propozycji stawianej światu. Coraz to częściej poetów współczesnych można porównać do ludzi, którzy właściwie wygłaszają jedno i to samo zdanie. Trzeba to uściślić: w zdaniu owym zmieniają się podmioty i dopełnienia, ale identyczne pozostaje orzeczenie. To, które zjawiskom dostrzeganym nadaje jedność, to, które powiada, że wszystkie podmioty i dopełnienia łączy identyczna funkcja.

U prapoczątku poezji Różewicza podmioty pochodziły z atmosfery okupacyjnego zarażenia śmiercią. Wszystkie obserwacje, wszystkie zjawiska dostrzeżone przez autora stawiane były w okrutnym i zimnym świetle owej śmierci – bez patosu, bez ofiary, bez poświęcenia, bez jakichkolwiek cnót dodatkowych i dopełniających. W kilkanaście lat po otwarciu bram ostatniego z obozów koncentracyjnych darmo by szukać tego samego podmiotu. Lecz świat wyludniony poprzez śmierć, sprowadzony do jakichś najprostszych form i objawów, trwa nadal w Formach.

Kto wie, czy w jakiś sposób nie dociera już do kresu. Bo bez mała połowę tomu zajmujące Spojrzenia, utwory ujęte prozą, przedstawiają się odmiennie: jak tytuły poetyckie są wyludnione, sprowadzone w swojej zawartości do form najprostszych, tak tytuły prozaiczne są doludnione. W krąg obserwacji Różewicza wkraczają tu objawy dotąd na ogół przez autora niedostrzegane. Lub tylko marginalnie, jako pretekst do satyry.

W tym stanie rzeczy nie warto kręgu poetyckiego Różewicza raz jeszcze opisywać i odtwarzać. Od Czerwonej rękawiczki i Niepokoju jest to przecież ten sam wciąż krąg. Budzi się inna pokusa: mówiąc o poecie tak upartym, tak jednolitym, tak zawziętym, warto zapytać, jakie są właściwie konsekwencje filozoficzne jego postawy. Co ona oznacza? Oczywista nie ażeby w ujęciu dyskursywnym dała się ona uchwycić w Formach, lecz dlatego że – jak u każdego prawdziwego poety – zawarta jest ona w zespole górujących w nim wyobrażeń i skojarzeń. U Różewicza tak dalece górujących, że nabierają one charakteru perseweracyjnego, stają się natrętne i nieodparte. Więc?

Jest w tym zbiorze znamienny i o autokrytycyzmie autora dobrze świadczący obraz drzwi obrotowych, przez które „wchodzą sprawy tego świata”. Lecz nie wszystkie, wybrane. Do tych, które przed progiem pozostały, powrócimy jeszcze. Wnika bowiem przez te drzwi przede wszystkim widzenie człowieka, istoty uważającej siebie za istotę o podszewce psychicznej, widzenie – jako rzeczy, jako formy, jako swoistego ciała fizykalnego. Przeczytajcie pod tym kątem Wieżę, bo nie zawsze najlepsze utwory poetów mówią najwyraźniej o ich stanowisku:

 
To ciało które ona nosi na sobie
które kładzie na łóżku zmęczone
w które wprowadzono metalowe instrumenty
to smutne ciało co drży jak mały piesek
pod zbyt obszernym niebem
to wesołe ciało które tańczyło tak lekko
które miało usta i drogocenne oczy w głowie
które mówiło
 
 
ta skóra po której wędrowało słońce
spływały deszcze
ta cisza skóry uroczysta
rozpięta nad nami jak namiot
 
 
To ciało którego nigdy nie miałem
bo należało tylko do siebie
to ciało chodzi samo po dalekim obcym
mieście siada na ławce odpoczywa
 

I tak wszędzie. Człowiek sprowadzany do rzeczy, do ciała, do tego, co somatyczne. Ostrość spojrzenia Różewicza, ale też jego uparta monotonia, polega na nieustannie koniugowanym orzeczeniu tyczącym się każdego ciała, równoważnika każdej sprawy: „Ono wraca bez wytchnienia do swej matki większej do ziemi”. Ten somatyzm posiada bowiem tylko jeden cel – dotrumienny. Dlatego poetycką filozofię Różewicza proponuję nazwać somatyzmem dotrumiennym.

To nie przypadek, że używam terminów, jakie dotyczą stanowiska filozoficznego, które głosi Tadeusz Kotarbiński596. Stanowiska antymetafizycznego, agnostycznego, pozbawionego śladów jakiejkolwiek złudy pozaziemskiej. Poeta powiada to dotkliwie i dobitnie: „Żywi i umarli obcują ze sobą unoszą się w powietrzu i daremnie szukają miejsca na ziemi”. Tak ukształtowane obcowanie żywych i zmarłych utkane jest z dymów krematoryjnych czasów pogardy i atomowego grzyba.

Wśród dotyczących Różewicza opinii, tych, jakie powodują, że jego poezja przestała być sprawą zamkniętego kręgu znawców, uderza stałe podkreślanie gorzkiego humanizmu owego autora. – Gdzie w tym dotrumiennym somatyzmie mieści się ów gorzki humanizm? Nie widzę sprzeczności. Istotnie się mieści, i to dopiero nadaje pełny smak omawianemu dorobkowi. Ta uparta, somatyczna ziemskość jest ostrzeżeniem przed złudą, a zarazem ku temu zmierza, by przypominać ustawicznie, że nie poeta dopiero ją wynalazł. Pod jego piórem krystalizuje się to, co jest powszechne, co nazwane być musi i wspólnie uświadamiane:

 
to nie nasza wina
że zamiast pięknych
dobrych i radosnych
rodzimy potwory
 
 
przecież to z wami
z waszą wyobraźnią
z waszym przerażeniem
krzykiem i milczeniem
krzyżujemy się łączymy
tworzymy z wami
 
 
potwory
bez ust bez światła
bez wiary bez honoru
twarze zalane łzami i wódką
ślady po obroży
ślady po kiju
 
(Niejasny wiersz)

Druga strona somatyzmu to uraz moralny. Bez tego urazu nie byłoby podstaw dla widzenia tak dokładnego i tak gorzkiego. Kto sprawcą ostatecznym owego urazu – tego poezja Różewicza nie nazywa. Ona tylko sygnalizuje, uporczywie, wciąż na tym samym tonie, niczym alarmowa syrena. Dlatego zapewne rytmika Różewicza pozbawiona jest jakiejkolwiek melodii, jest to bowiem rytmika powtarzanego sygnału, nic ponadto.

Powróćmy raz jeszcze do Drzwi, jakich to one nie przepuszczają zjawisk:

 
nigdy nie stanęła w nich
kwitnąca jabłonka
ani mały źrebaczek
z wilgotnym okiem
ani gwiazda ani złoty ul
ani strumień z rybami
i jaskrami
 

Oto są odczuwane przez samego poetę jego granice. Czy je przekroczy? Wątpię. Otwórzmy jeszcze szerzej tę krainę niedostępnej mu poezji, na której progu Różewicz przystaje. To nie jego słowa:

 
Do tej krainy – lecz jakąż jest ona,
Wybudowana gdzieś na zgasłych tonach,
Pożar ognistym mieczem wejścia strzeże,
Umarły gil ćwierka u jej bram,
Siedzą z głową na rękach polegli żołnierze,
Na miast ruinie rzędy lisich jam
I mlecz, i wrzos na zapomnianych schronach.
 
(Miłosz Kraina poezji)

Spojrzenia zdają się być próbą podobnego wyjścia poza obręcz zamykającą poetę. W sensie liczby przedmiotów, obiektów i ciał, jakie poczynają w owej prozie defilować przed okiem Różewicza. Wyjścia czy też raczej rozmnożenia owych wszystkich podmiotów, które obsługują właściwe autorowi orzeczenie trumienne. Nie poddawajmy się wszakże takiemu złudzeniu. Przede wszystkim dlatego, że oglądanie łudzi i zjawisk w ich somatycznej postaci wcale nie zanika. Nic bardziej znamiennego w tym względzie jak notatka poetycka nosząca tytuł Prawdziwe atrapy. Czyli z papierowego miąższu wykonane wędliny, pieczywo, lśniące i martwe, pomalowane i nie do spożycia. Ludzie siedzący w kawiarni stają się dla Różewicza zbiorowiskiem podobnych atrapów597. „Siedzą na krzesłach wypchani swoim doświadczeniem, światopoglądem, wykształceniem. Czekają na przyszłość, trawią teraźniejszość”.

Złudzeniu, że obręcz została przekroczona, nie należy się poddawać także z innego powodu. Gdybym na podstawie Spojrzeń miał narysować mapę i krajobraz Polski, obejmie ta mapa rejon od Częstochowy po Trzebinię oraz Gliwice i Bytom, to przeludnione, wyprane z przyrody, pracowite, surowe, proletariackie serce naszego kraju obejmie. „W działkowych ogródkach słonecznikom odcięto promienne głowy. Z pustych łodyg czarnych kominów odlatywały sadze”.

Tam, pod hałdami, siedzi Różewicz i tam jest ojcowizna jego wyobraźni. Trudno patrzeć na tę ojcowiznę inaczej jak na rzecz bardzo smutną i równocześnie przyklejoną do wrażliwości poety w sposób nieodwołalny. Ta ojcowizna zarazem zdaje się stanowić – obok doświadczenia okupacyjnego, obok ostrzegawczego humanizmu – podłoże, dzięki któremu twarde spojrzenie poety jest jednak ludzkie. Podobnie jak spojrzenie robociarza na kilof, który trzeba wziąć w garść i którego uchwyt nie jest złudzeniem, którego uchwyt prowadzi w rzeczywistość samą. Czytamy: „Przeżyłem tylko dzięki temu, że istniały stoły, źdźbła trawy, krople deszczu. To w świecie ducha, w tym fikcyjnym, wieloznacznym świecie wykuto miecz, który przebił bok dobrego, obojętnego stworzenia: Natury. Jeszcze teraz możesz włożyć palce w ranę. Chwyciłem za pióro jak za gałąź drzewa, krzemień, ogień” (Złote miasto).

 

Słowem – ów świat złożony jedynie z ciał i przedmiotów, ludzie spod tego określenia się nie wymykają, jest światem istniejącym obiektywnie i niezależnie od poczynań ludzkich. To znowu próba przekładu na język filozoficzny. Somatyzm prowadzi do materializmu jako zasady ontologicznej.

Poezja Tadeusza Różewicza osiągnęła dostępną jej całkowitą dojrzałość. Dostępną w ramach założeń moralnych i filozoficznych uprawianych przez poetę. Krytyk w takim wypadku nic więcej nie ma do powiedzenia.

1959

Uważny czytelnik dostrzeże, że przy opisie poezji Przybosia dokonanym w roku 1945 piszący te słowa całkowicie był świadom, jaki charakter posiada jego wersyfikacja (w zbiorze niniejszym s. 231–234). Oczywista, że ówczesny opis daleki jest od precyzji studium Siatkowskiego. (Dopisek w imię hasła Irzykowskiego598: „Ja pierwszy…”)

Super flumina Babylonis599

I

W sensie artystycznym jest to właściwie debiut. W sensie moralnym i filozoficznym jest to podsumowanie. Mowa o Wierszach Aleksandra Wata600. Rzecz jasna, że dla każdego, kto zna literaturę dwudziestolecia, pośród pozornych debiutów ostatnich lat debiut to najbardziej pozorny. Aleksander Wat od lat bez mała czterdziestu jest w tej literaturze obecny. Zrazu na skrzydle futurystycznym, później wśród lewicy polskiej obecny.

Twierdzenia takie dotyczą historyka dwudziestolecia, on na wstępie winien by posłużyć odpowiednimi datami i odpowiednimi informacjami. Pragnę się zwolnić od podobnego obowiązku (w sposób czysto informacyjny czytelnik znajdzie go wypełnionym, por. Aleksander Wat laureatem nagrody „Nowej Kultury” za rok 1957, „Nowa Kultura” 1958, nr 1), zwolnić z tej przyczyny, ponieważ wiersze Wata właśnie postulują u czytelnika, u krytyka.

Co? By czytane i oceniane były poza wszelką historią literatury. Poza poetyką. Poza prądem. Poza konwencją. Nie w tym znaczeniu, ażeby zapowiadały osiągnięcia całkowicie nowe i nieznane i wobec tego w żadnym tle już istniejącym nie dały się pomieścić. W tym natomiast znaczeniu, że wszystko, co artystyczne – prąd, poetyka, konwencja – służy wspólnie w owym podsumowaniu swoistemu dokumentowi moralno-filozoficznemu. On w danym wypadku jest najważniejszy, wartości artystyczne to dla Wata tylko miazga służebna. Jest to jakiś aneks. Jest to brulion.

II

 
Ja nie jestem Heraklesem601
ani Ola Dejanirą602,
wrogi moje nie centaury.
Lecz koszuli ja Nessosa
już się nie pozbędę nigdy.
Ona wlewa w żyły ołów,
limf rysunek, nerwów deseń
ona trawi w wolnym ogniu.
Ona tkankę miażdży żywą,
kość rozkrusza, mózg zaciska.
Żeby wyżąć z krwawym potem
słowa słowa słowa.
 
(Trochę mitologii)

Słowa. Słowa. Słowa. Czyżby? Kiedy Apokalipsa św. Jana przedstawia siedmiu aniołów stojących przed oczyma bożymi i uderzających w trąby – czyni to w takich wersetach: „1. I pierwszy Anioł zatrąbił, i stał się grad i ogień zmieszane z krwią, i zrzucone jest na ziemię, i trzecia część ziemi zgorzała, i trzecia część drzew zgorzała, i wszelka trawa zielona zgorzała. 2. I wtóry Anioł zatrąbił, a jakoby wielka góra ogniem pałająca wrzucona jest w morze, i stała się krwią trzecia część morza. 3. I pozdychała trzecia część stworzenia tego, co miało duszę w morzu, i trzecia część okrętów zginęła. 4. I zatrąbił Anioł trzeci – —”

Nie inni aniołowie apokaliptyczni rozlegają się nieustannie w świecie moralnym kreowanym przez ten dokument. Twórczość Aleksandra Wata jest więcej niż katastroficzna, a więc taka, że wieściłaby ona, co ma nadejść dopiero i nadejść nieuchronnie. Jest apokaliptyczna, powzięta już po katastrofie, po spełnionej już w ramach tego świata moralnego i spełniającej się nadal apokalipsie. Jej wymiary ogłaszają wszechobecni w niej aniołowie starości, nocy, trwogi i cierpienia. I ten wreszcie anioł nader nowoczesny, którego nie znał jeszcze wieszczek-ewangelista z wyspy Patmos603: anioł istnienia i egzystencji w ogóle.

Dla podobnej tonacji moralno-eschatologicznej można by wskazać pewne skojarzenia. Mogłyby one prowadzić do przedwojennego nurtu katastroficznego, jak do kontaktów z podobnymi zjawiskami w ostatnio powstającej poezji. Napisałem to w trybie przypuszczającym, nie twierdzącym. Bo te dalekie skojarzenia niczego nie wyjaśniają we własnej argumentacji filozoficznej Wata i jej pochodzeniu.

W całości swojej wywodzi się ona z własnej biografii autora, z osobistego doświadczenia i cierpienia, z lat, kiedy milczało wprawdzie pióro, lecz – wzbierało sumienie. Aż za jego głosem ruszyło wszystko. Wspomnienia najdawniejszego dzieciństwa. Urojenia i fikcje. Sny i kompleksy. Lektury, jakże rozliczne lektury. Trwogi rzeczywiste i nieodwołalnie zakotwiczone w świadomości. Podobne im cierpienia. Trwogi urojone i wypielęgnowane.

Wszystko ruszyło. Tak na rzece podświadomości, jak na rzece własnej egzystencji i jej nieodwracalnej biologii, jak na rzece historii. Wszystko, podobnie jak płynie po ciężkich mrozach kra – sycząc i krając. Bez kształtu i bez pięknego układu. W stanie miazgi drażniącej swoim niedopracowaniem artystycznym, nadmiarem słowa i wersetu, zgrzytami w łańcuchu obrazów. Wszystko, od paleontologii i paleobotaniki podświadomości aż po apokaliptyczną, przyszłą paleontologię cywilizacyjną.

 
Najpierw przyśnił się młynek do kawy.
Najpospolitszy. Taki sobie staroświecki. Ciemnokawowy w kolorze.
(Dzieckiem lubiłem odmykać klapkę, zajrzeć i natychmiast za-
trzasnąć. Z trwogą, z drżeniem! Aż zęby dzwoniły ze strachu! Było
mi tak, jakobym ja tam był w środku kruszony! Zawsze wiedzia-
łem, że muszę źle skończyć! )
Najpierw zatem był młynek do kawy.
A może to się tylko tak zdawało, bo w chwilę potem stał już tam młyn z wiatrakiem.
A stał ten młyn na morzu, na linii horyzontu, na samym jej środku.
Cztery skrzydła obracały się z trzaskiem. Pewno kogoś kruszyły.
 
(Potępiony)
 
widzę:
w śmietniskach Chwały Fabrycznej
prefiguracje poronne
prototypy tyranozaurów przyszłości —
wszystkie w marszu. Przodem
plutony egzekucyjne. Zmotoryzowanych Polipów. Dalej
dywizje Elektronowych Mątw.
Gdy poprzedzony kapelą janczarów-transystorów
jawi się On sam, dyktator lądów, wód i przestworzy
wspaniały Kat Cybernetyczny z odkażonym sznurem.
I rozpocznie swoje zbożne dzieło.
 
(Hymn)

Kiedy spozierać na podobne przepływanie snów, kompleksów i przerażeń, na towarzyszącą mu miazgę kompozycyjną – niewiele w tym można zrazu odczytać, jedynie skręty nieustannej dysharmonii. O co innego wypada bowiem zapytać: czy nad tymi rzekami podświadomości, historii, biologii, wznoszą się mosty? I czy wytrzymają napór?

III

Mosty są na pewno i wytrzymują. Powtarzam: nie służą one sztuce i nie prowadzą z jednego jej brzegu na drugi. Pytania, problemy, tematy filozoficzne oto owe mosty nad płynącą ciemnością. Ta apokaliptyczna poezja jest zarazem poezją filozoficzną. Nie w sensie częstego opatrzenia, a nawet nadmiernego upstrzenia terminologią ontologiczną i teoriopoznawczą. Utwory Wata są filozoficzne, ponieważ sięgając po krajobraz, wnikając we wspomnienie, szukając własnej przeszłości – nie krajobrazu, wspomnienia i czasu minionego szukają. Lecz?

Trzeba je jakoś poklasyfikować, wydobyć powracające wielokrotnie konstrukcje myślowe, by odpowiedzieć, czego te utwory poszukują. Z którego na jaki brzeg mosty prowadzą. Zawsze są to brzegi ontologiczne. Pustka bytu wokół człowieka. Samotność egzystencji człowieka w obliczu bytu. Ucieczka od egzystencji w nicość. Rodzaje egzystencji. Egzystencja i ciało. Jedność osobowości. Granice poznania, od pradawnych sceptycznych argumentów Zenona z Elei po nowoczesną problematykę poznawczą.

Oto coś w rodzaju krótkiego katalogu wybranych problemów filozoficznych. Trzebaż wskazać na tekstach, które z nich mam na myśli, kiedy na przykład powiadam: pustka bytu wokół człowieka. Lub: egzystencja i ciało. W pierwszym przypadku groteskowe przetworzenie dawnego motywu, zwłaszcza w malarstwie spotykanego, chłopskich pogrzebów, chłopskich trumien w samotnym pejzażu:

 
W czerni
wyglądałaby z daleka jak ptak jaki złowrogi
z przetrąconymi skrzydłami
gdyby nie kapelusz przekrzywiony na bakier.
Przed nią na wózku przewiązana sznurami
sosnowa trumienka.
„Wio!” krzyczy kobieta ze złością, gdy szkapa zagapiona staje.
I pusta równina wokoło. Nic więcej, nic więcej, nic więcej.
Tylko wiatr chwilami skamle i śnieżek pada na bakier
z ciemnej chmury.
 
(Pejzaż)

W drugim filozoficznym przypadku – egzystencja i ciało. Oczywista, że w stosunku do wiersza, jaki będzie zacytowany, wskazujemy tylko jeden z jego filozoficznych przekrojów. Możliwe są też inne!

 
Między serca rozkurczem a skurczem jest
taka chwila gdy jesteśmy śmierci.
Za krótka ona byśmy ją postrzegli.
Spazmatyczne jest nasze postrzeganie poznanie.
A nam się zdaje, żeśmy rzeką. Rzeką
żywą rzeką. Rzeką
płynącą szybciej wolniej ale ciągle
i w kierunku.
Esse est percipi et percipere604 – powtarzamy
poruszamy głową kładziemy rękę na sercu
głośno zamykamy książkę
podchodzimy do stolika z jeszcze ciepłą herbatą,
wpatrujemy się w Orfeusza Eurydykę z neapolitańskiej płaskorzeźby
mówimy: dobranoc kochana.
Zegar bije wiatr nadyma firankę gasimy światło.
I pogrążamy się w nicość
jeszcze wtedy pewni, żeśmy rzeką żywą. Żywą rzeką
która tylko pociemniała – okresowo – wdowa – okresowo – po dziennym świetle
(ono wróci, ono musi jak skurcz po rozkurczu)
a lemury na pociemniałym jej nurcie
to przywidzenia lunatyczne.
 
(Wiersze somatyczne)

Wspomnianego katalogu nie sposób ilustrować problemem po problemie. Więc tylko wyliczam utwory w sposób dyskursywny mówiące o tym zapleczu filozoficznym. Czytelnik sam zechce je przyporządkować do odpowiednich zagadnień. „Być myszą. Najlepiej polną”, Widzenie, „Czemu mnie z trumny wyciągasz”, Trzy sonety, „Tu nie istnieje przestrzeń”, Arytmetyka, Przed weimarskim autoportretem Diirera, czwarty z Nokturnów, Czym jest? czymże?, Sen, Podróż, Kaligrafie, „Jeżeli wyraz „istnieje” ma mieć sens”, Przypomnienie, Wiersze somatyczne.

 

Chyba wszystko. Czytelnik sam zechce ułożyć tytuły według proponowanych przekrojów filozoficznych. Krytykowi nie wystarczy nakreślić ich zasięg. Trzebaż wskazać jego centrum. Jakie wydaje się być filozoficzne miano tego centrum?

IV

Stanowisko Wata daje się określić jako chrześcijańska odmiana egzystencjalizmu. Główne tematy-mosty przerzucone w jego utworach nad nurtem podświadomości oraz cierpienia to tematy, wokół których jako punkt wyjścia skonstruowana została filozofia egzystencjalizmu. Zaczerpnięta wprost u swego bezpośredniego, lecz podwójnego źródła występuje ona u Aleksandra Wata. Zaczerpnięta bowiem z własnej egzystencji, z własnego doświadczenia – w tym sensie będzie jednocześnie debiutem oraz podsumowaniem. Dla egzystencjalisty takie źródło i taka argumentacja są bowiem najbardziej obowiązujące.

 
Stara ręka, stare oczy, stare usta, stare cienie.
Stare brzmienia, stare treści, stare myśli, stare słowa.
Te objawy
     takie stare! —
          – przecież nowe objawienie!
Patrz jak stary
     cień mój klęka
          na stareńkim cmentarzyku.
 
(Kaligrafie. 7)

W przypadku Wata – argumentacja wyprowadzona z doświadczeń człowieka, który był komunistą. Człowieka, który z setką tysięcy podobnych przeszedł był geograficzne szlaki Anhellego605. Człowieka, który będąc Żydem według przodków swoich, jest Polakiem w każdej literze swojego zwątpienia i tęsknoty za krajem. Człowieka, którego świadomość po wszystkich tych miejscach mieszka. Dużo teoretycznie pisuje się o typowości jako podstawie rzeczywistego doświadczenia pisarskiego. Bardzo słusznie! W polskich warunkach wszystko, co powyżej – nie przestało być wielką typowością. „I pokażę mu wszystkie nieszczęścia tej ziemi, a potem zostawię samego w ciemności wielkiej z brzemieniem myśli i tęsknot na sercu”. To zamierzył i wykonał Szaman wobec Anhellego.

Więc – chrześcijańska odmiana egzystencjalizmu. Ze znanych piszącemu polskich tekstów odnajduję takową odmianę światopoglądu jedynie w nie drukowanym pamiętniku Karola Ludwika Konińskiego606Ex labiryntho i Nox atra. Jemu również los przyznał, a rodzinie nie przestaje wciąż przyznawać, taką sumę cierpienia, że rozwiązanie znalazł w zbliżonym do Wata akcie filozoficznym. Cóż, krytyk to specjalista od szukania analogii, zadufek, który mniema, że tym sposobem rozwiązał…

Napisałem, że źródło egzystencjalizmu Wata jest bezpośrednie, lecz podwójne. Po stronie tekstów nie są tym źródłem francuskie przepracowania dramaturgiczne filozofii powołującej się na nazwiska Kierkegaarda607, Heideggera608, Jaspersa609 i innych, chociaż autorzy tych przepracowań rozleglejszej zażywają sławy. L'être et le néant610 Sartre'a611, Sein und Zeit612 Heideggera613, te przede wszystkim dzieła dają się czytać w międzywierszach utworów Wata.

Niejeden z zapisów poetyckich wygląda jak glosa na ich marginesach. Fragment zaczynający się od wersetu: „Jeżeli wyraz «istnieje» ma mieć sens jakikolwiek” – zdaje się być daremną dyskusją ze wstępnymi rozdziałami Sein und Zeit, gdzie Heidegger ustala prymat egzystencji przed essencją (np. Das Thema der Analytik des Daseins). Zaś na lakoniczne ujęcie w aforyzm takich rozdziałów, jak Das mogliche Ganzsein des Daseins und das Sein zum Tode614 wygląda ten zwarty czterowiersz, wygląda ujęcie, które jednocześnie pobrzmiewa echem symboliczno-filozoficznym formuł Tadeusza Micińskiego615:

 
Jestem syn księżycowy, a nie słoneczny.
Jestem zatem mózgowy, a nie serdeczny.
Fala tu jest zachłanna, lecz nie odwieczna.
Śmierć jest nieustanna, nie-ostateczna.
 

Tak, Miciński. Którędy, poprzez senne wizje, poprzez nadrealistyczne przetworzenie materii poetyckiej, prowadzą od niego ścieżki ku wielu objawom dzisiejszej poezji – w tej mierze odsyłam do interesujących uwag J. J. Lipskiego (we wstępie do zbioru W mroku gwiazd, PIW, Warszawa 1957). Ja jedynie cytuję u Micińskiego dalszy ciąg tej egzystencjalistycznej strofy:

 
Zahuczał wicher – wicher jesienny
nad moim sercem – sercem tułaczem —
i Anioł senny – Anioł Gehenny
już mnie powitał – powitał płaczem.
 
596Kotarbiński, Tadeusz (1886–1981) – filozof, zajmujący się głównie logiką i etyką, aforysta. [przypis edytorski]
597atrapów – dziś popr. forma D.lm: atrap. [przypis edytorski]
598Irzykowski, Karol (1873–1944) – polski pisarz, dramaturg, krytyk literacki i filmowy. Autor licznych szkiców, np. Słoń wśród porcelany (1934), Dziesiąta muza (1924), Czyn i słowo (1913) oraz powieści psychoanalitycznej Pałuba (1903). [przypis edytorski]
599super flumina Babylonis (łac.) – nad rzekami Babilonu. [przypis edytorski]
600Wat, Aleksander – właśc. Aleksander Chwat (1900–1967), poeta, tłumacz, autor wspomnień, w młodości związany z futuryzmem, w czasie II wojny światowej więzień NKWD, od 1961 na emigracji. [przypis edytorski]
601Herakles (mit. gr.) – heros grecki; syn Zeusa i Alkmeny, mąż Dejaniry; słynny z 12 prac. [przypis edytorski]
602Dejanira (mit. gr.) – żona Heraklesa, nieświadomie podarowała swojemu mężowi, Heraklesowi, zatrutą jadem (umoczoną we krwi centaura Nessosa) koszulę, przez którą heros zginął. [przypis edytorski]
603wieszczek-ewangelista z wyspy Patmos – tradycyjnie uważa się św. Jana Ewangelistę i autora Apokalipsy według św. Jana za tę sama osobę. [przypis edytorski]
604Esse est percipi et percipere (łac.) – być (istnieć) to być postrzeganym i postrzegać. [przypis edytorski]
605z setką tysięcy podobnych przeszedł był geograficzne szlaki Anhellego – aluzja do zesłania Aleksandra Wata i jego pobytu w radzieckich więzieniach. [przypis edytorski]
606Koniński, Karol Ludwik (1891–1943) – prozaik, publicysta, krytyk oraz badacz kultury ludowej. [przypis edytorski]
607Kierkegaard, Søren Aabye (1813–1855) – duński filozof, poeta, teolog; prekursor filozofii egzystencjalnej w chrześcijańskiej odmianie, kontynuował niektóre myśli zaczerpnięte z św. Augustyna, Pascala i Schellinga. Dzieła: Bojaźń i drżenie, Albo-albo, Okruchy filozoficzne. [przypis edytorski]
608Heidegger, Martin (1889–1976) – filozof niemiecki; zajmował się pytaniem o sens bycia i analizą specyficznie ludzkiego bycia, związanego z doświadczaniem czasu, lęku i śmierci; aktywnie wspierał ruch narodowosocjalistyczny, w latach 1933–1945 był członkiem NSDAP. [przypis edytorski]
609Jaspers, Karl (1883–1969) – niemiecki filozof, przedstawiciel egzystencjalizmu, oraz psychiatra. [przypis edytorski]
611Sartre, Jean-Paul (1905–1980) – francuski filozof, powieściopisarz i dramaturg, przedstawiciel egzystencjalizmu; w roku 1964 odmówił przyjęcie literackiej Nagrody Nobla. [przypis edytorski]
612Sein und Zeit (niem.) – Bycie i czas. [przypis edytorski]
613Heidegger, Martin (1889–1976) – filozof niemiecki; zajmował się pytaniem o sens bycia i analizą specyficznie ludzkiego bycia, związanego z doświadczaniem czasu, lęku i śmierci; aktywnie wspierał ruch narodowosocjalistyczny, w latach 1933–1945 był członkiem NSDAP. [przypis edytorski]
610L'être et le néant (fr.) – Bycie i nicość. [przypis edytorski]
615Miciński, Tadeusz (1873–1918) – poeta, dramaturg i prozaik, jeden z czołowych polskich ekspresjonistów. [przypis edytorski]
614Das mogliche Ganzsein des Daseins und das Sein zum Tode (niem.) – Możliwa pełnia egzystencji (ty-bycia) i bycie ku śmierci. [przypis edytorski]

Другие книги автора