Tasuta

Gargantua i Pantagruel

Tekst
Märgi loetuks
Šrift:Väiksem АаSuurem Aa

Rozdział siedemnasty. Jako przebyliśmy Bukłak i jako Panurg omal tam nie poległ

Z kolei skierowaliśmy się na drogę do Bukłaku i opowiedzieliśmy nasze przygody Pantagruelowi, który powziął bardzo wielkie współczucie i, dla zabicia czasu, zaczął rozwodzić się w elegiach. Przybywszy na miejsce, pokrzepiliśmy się nieco i zaczerpnęli1150 świeżej wody; wzięliśmy także zapas drzewa. Ludzie miejscowi zdali się nam z wejrzenia dobre kompany i lubiący sobie żyć wygodnie. Wszyscy byli workowatej kompleksji i wszyscy kapali od tłuszczu: i spostrzegliśmy (czego nie widzieliśmy jeszcze w żadnym kraju), że rozcinali sobie skórę, aby wypuszczać przez nią podszewkę z tłuszczu, tak jak niektóre głupki w moich stronach rozcinają wierzch u pludrów, aby się popisywać podszewką z jedwabiu. I powiadali tamci, iż nie czynią tego dla chluby i dla parady, jeno że nie mogą inaczej wytrzymać w swojej skórze. I czyniąc tak, prędzej rosną: podobnie jak ogrodnicy nacinają korę młodych drzewek, aby prędzej rosły.

Koło portu była traktiernia, z zewnątrz bardzo pięknej i wspaniałej postaci. Widząc, jak zbiegał się ku niej tłumnie cały naród Bukłaków, wszelkiej płci, wszelkiego wieku i wszystkich stanów, mniemaliśmy, iż musi się tam odbywać jakaś wielka uroczystość i uczta. Ale powiedziano nam, że to krewni, przyjaciele i znajomi byli zaproszeni na pękowiny gospodarza i spieszyli tam tak pilnie. Nie zrozumieliśmy zrazu tej gwary i mniemaliśmy, iż w tym kraju nazywają jakoweś gody „pękowiny”, tak jak gdzie indziej nazywają się zrękowiny, zaślubiny, oczepiny, postrzyżyny itd. Tedy objaśniono nas, iż ów gospodarz był to swego czasu tęgi żarłok, wielki smakosz, amator zupek liońskich, pilnie przestrzegający godziny napychania bandziocha i rad zadrzemujący się przy stole. Ten, naskładawszy przez dziesięć lat tłuszczu, teraz przyszedł na swoje pękowiny i, wedle obyczaju miejscowego, kończył żywot pękając, ponieważ błona brzuszna i skóra, przez tyle lat nadcinane, nie mogły się już zamknąć i powstrzymać jego bebechów, aby się nie wylały na zewnątrz, jakoby z rozbitej beczki.

– Jak to, dobrzy ludzie – rzekł Panurg – nie moglibyście mu co poradzić, za pomocą jakiego tęgiego rzemienia albo tęgiej obręczy jarzębowej lub zgoła żelaznej, aby mu ten brzuch opasać? W ten sposób spętany, nie tak łatwo oddałby swoje flaki na zewnątrz i nie tak rychło by się rozpukł.

Jeszcze nie dokończył tych słów, kiedy usłyszeliśmy w powietrzu dźwięk głośny i przenikliwy, jak gdyby wielki dąb rozpękł się na dwie części: zaczem sąsiedzi powiedzieli nam, że pękowiny już się dokonały i że ten odgłos to było pierdnięcie śmierci.

Na to przypomniał mi się czcigodny opat szatelski, który nie raczył obracać swoich dziewuszek pokojowych inaczej nisi in Pontificalibus, i który, nękany od przyjaciół i krewnych, aby ustąpił na stare lata z opactwa, rzekł im i zaklął się, iż nie wyzuje się z godności, póki tchu mu stanie i że ostatnie pierdnięcie, jakie wyda z siebie jego Wielebność, będzie jeszcze pierdnięciem opata.

Rozdział osiemnasty. Jako nasz statek osiadł na mieliźnie i jako wspomogli nas niektórzy podróżni przybywający od Pani Kwinty

Podniósłszy kotwice i zwinąwszy sznury, z podmuchem łagodnego zefira rozwinęliśmy żagle. Około dwudziestej drugiej mili podniósł się wściekły wir najsprzeczniejszych wiatrów. Zaczem chodziliśmy bardzo oględnie koło wielkiej rei i wszelkiego masztu, aby się nie zdało, iż nieposłuszni jesteśmy pilotowi. Ten upewniał nas, zważywszy na łagodność wiatrów i ich ucieszne pofurkiwanie, a także życzliwość pogody i spokojność prądów, iż nie trzeba się spodziewać ani niczego bardzo dobrego, ani też obawiać bardzo złego: dlatego najodpowiedniejszą będzie dla nas rada filozofa, który nakazuje podtrzymywać i wytrzymywać, to znaczy temporyzować. Tak długo wszelako trwał ten wir powietrzny, iż, na wielką naszą prośbę, pilot spróbował przemóc go i płynąć dalej pierwotną drogą. W istocie, nastawiwszy wielki maszt i kierując ster prosto wedle busoli, wyrwał okręt (co prawda z wielkim wysiłkiem) z tego wiru. Ale nie większa była stąd dla nas pociecha, niż gdybyśmy, omijając Charybdę, wpadli w Scyllę. Bowiem, o dwie mile od tego miejsca, okręty osiadły na piaszczystej mieliźnie, podobnej jak jest koło Saint-Maixant.

Cała załoga zasmuciła się wielce; jeden brat Jan nie poddał się melankolii, jeno łagodnymi słowy pocieszał to tego, to owego, przedstawiając, iż niebawem przyjdzie pomoc z nieba i że widział Kastora już nad samą reją.

– Dałby Bóg – rzekł Panurg – abyśmy w tej chwili byli na lądzie. Więcej żądam: aby każdy z was, którzy tak lubicie morskie podróże, miał po dwieście tysięcy dukatów: zabiłbym młodego cielaczka za wasz szczęśliwy powrót. Ba! Godzę się zostać na zawsze nieżonatym, jeno sprawcie, abym już był na lądzie i znalazł konika, na którym bym mógł powrócić; bez pachołka mogę się wreszcie i obejść. Nigdy mi się tak dobrze nie dzieje, jak kiedy jestem bez pachołka. Plaut zgoła nie skłamał, gdy powiada, że ilość naszych krzyżów, to znaczy utrapień, niedoli, przykrości, jest w proporcji do ilości naszej służby; choćby nawet była bez języków, który jest częścią najbardziej niebezpieczną i złośliwą u każdego służącego i dla której jedynie wynalezione zostały męki, tortury i krwawe inkwizycje na lokai. Tak jest, dla tej, a nie innej przyczyny; mimo iż Faktorzy prawa, w naszych czasach (chociaż w innym kraju) wyciągnęli z tego konsekwencje alogiczne, to znaczy bezrozumne.

W tejże godzinie zbliżył się ku nam okręt naładowany bębenkami. Rozpoznałem na nim paru podróżnych z godnych domów, między innymi Henryka Chwosta, starego kompana, który u pasa nosił wielki ośli chwościk, tak jak kobiety noszą swoje różańce. W lewej ręce trzymał grubą, tłustą, starą i brudną czapeczkę świerzbowatego; w prawej zasię wielki głąb kapusty. Skoro tylko mnie poznał, wydał okrzyk radości i rzekł:

– No? Mam czy nie mam? Patrzcie – (ukazał na chwościk u pasa) – oto prawdziwe amalgama; ta czapeczka doktorska to nasz jedyny Eliksir, a to – (pokazując głąb kapusty) – to Lunaria major1151. Do zobaczenia za powrotem.

– Ale – rzekłem – skąd jedziecie, dokąd dążycie, co wieziecie? Czyście bodaj powąchali wody morskiej?

Odparł mi:

– Z Kwinty, do Turenii; bez wypadku; alchemii, ile się zmieści w zadku.

– A co za ludzi – spytałem – macie tam z sobą na pokładzie?

– Śpiewaków – odparł – muzyków, poetów, astrologów, wierszokletów, geomantów, alchemików, zegarmistrzów: wszystko wasale Pani Kwinty i mają od niej piękne i obszerne listy polecające.

Nie dokończył tego słowa, kiedy Panurg, oburzony i rozgniewany, rzekł:

– Hej tam, wy, którzy robicie wszystko, ba, nawet piękną pogodę i małe dzieci, dlaczego oto nie zaczepicie za dziób naszego okrętu i nie wyholujecie nas, bez próżnej zwłoki, na pełną wodę?

– Właśnie miałem ten zamiar – rzekł Henryk Chwost – czekajcie, tuj tuj, za chwilę, będziecie zdjęci z mielizny.

Zaczem kazał przedziurawić 7 532 810 wielkich bębnów z jednej strony, obrócił je tą stroną ku przodowi okrętu i ściśle wszystko powiązał linami. Następnie umocował nasz dziób do zadu ich okrętu i również mocno ściągnął je liną. W końcu, za jednym zamachem, zwlókł nas z piasku, z bardzo wielką łatwością i nie bez uciechy. Bowiem dźwięk bębnów, złączony z łagodnym szelestem żwiru i krzykami załogi, brzmiał nam harmonią podobną do harmonii kręcących się gwiazd, którą Platon, wedle tego co mówi, słyszał niekiedy w nocy we śnie.

W zamian za tę przysługę, nie chcąc okazać się niewdzięcznikami, rozdzieliliśmy między nich nasze kiełbaski, napełniliśmy serdelkami ich bębny, wyciągnęliśmy na pokład sześćdziesiąt i dwie baryłki wina. Aliści, w tej chwili, dwa wielkie wieloryby trąciły gwałtownie o ich okręt, lejąc nań więcej wody, niż jej zawiera rzeka Wiena od Szynionu aż do Somury; tak iż napełniły wodą wszystkie bębny, zmoczyły żagle i skąpały ich samych aż po szyję. Co widząc, Panurg wpadł w radość tak niezmierną i tyle śmiechu wykrzesał ze swej śledziony, że później dławiła go kolka więcej niż dwie godziny.

– Chciałem – mówił – poczęstować ich winem, ale oni woleli zalewać się wodą. Wodą słodką oni gardzą i używają jej tylko do mycia rąk. Za to ta smaczna słona wodusia posłuży im za boraks, za salmiak i za saletrę w kuchni Geberskiej1152.

Więcej nie mogliśmy z nimi rozmawiać, bowiem chwycił nas prąd, odejmując swobodę sterowania. Zaczem prosił nas pilot, abyśmy jemu zostawili kierowanie okrętem, sami zaś troszczyli się jeno o kuchnię i piwnicę. Rzekł też, iż, na tę chwilę, należy nam płynąć z prądem i dać mu się unosić, jeżeli bez niebezpieczeństwa chcemy przybyć do królestwa pani Kwinty.

 

Rozdział dziewiętnasty. Jako przybyliśmy do królestwa Kwinty-Essencji, zwanej też Entelechią1153

Skorośmy tak roztropnie dali się nieść prądowi przez przeciąg pół dnia, na trzeci dzień z kolei pogoda zdała się wyjaśniać i szczęśliwie zawinęliśmy do portu w Matheotechnii1154, mało co oddalonego od pałacu Kwinty-Essencji. Wysiadłszy w porcie, spotkaliśmy się nos w nos z wielką mnogością strażników i żołnierzy, którzy strzegli arsenału. W pierwszej chwili przestraszyli nas nieco, bowiem kazali wszystkim oddać broń i szorstko nas spytali:

– Skądże to Bóg prowadzi, moje kmotry?

– Wujaszku – odparł Panurg – jesteśmy Tureńczycy. Przebywamy z Francji, w żądzy złożenia pokłonu pani Kwint-Essencji i zwiedzenia przesławnego królestwa Entelechii.

– Jak powiadacie? – spytali. – Czy mówicie Entelechia czy Endelechia?

– Szwagierku, kochasiu – odparł Panurg – my jesteśmy ludzie prości i nieuczeni, daruj więc gminność naszego wysłowienia; serca nasze są za to szczere i uczciwe.

– Nie bez przyczyny – odparli – spytaliśmy was o tę różnicę: bowiem bywało tutaj wielu innych z waszego kraju tureńskiego, którzy zdawali się nam poczciwe ciemięgi i mówili jak się należy; ale z inszych krajów bywali tu znów inni, straszliwe pyszałki, hardzi jak Szkoty1155, którzy, na samym wstępie, chcieli się z nami uparcie sprzeczać: aleśmy im dobrze zmyli głowę, mimo że ją zadzierali tak wysoko. Czy w waszym kraju tak bardzo nie ma nic do roboty, iż nie wiecie, co z czasem począć lepszego, jak tylko rozprawiać o naszej pani królowej, dysputować i pisać brednie? Potrzeba też było, aby Cyceron poniechał swej republiki i tym się parał, i Diogenes Laercjusz, i Theodorus Gaza1156, i Argyrofilos1157, i Bessarion1158, i Policjan, i Budeus1159, i Laskaris1160, i cały kram tych zwariowarych mędrków, których liczba nie była widać jeszcze dość wielka, skoro ją świeżo pomnożyli jeszcze w ostatnich czasach Skaliger, Brigot, Chambrier, Franciszek Fleury1161 i nie wiem już jacy tam więcej smarkaci kawalerowie? Niechże im grypa zatka podniebienie wraz z języczkiem! Mamy ich…

– Cóż oni, u diabła, tak schlebiają diabłu – mruknął Panurg między zębami.

– Nie przybyliście tutaj, aby podtrzymywać ich w owym szaleństwie i nie po to was tu wysłano: tedy1162 nie będziemy wam już o nich mówili. Arystoteles, pierwszy mędrzec i filar całej filozofii, był ojcem chrzestnym naszej pani królowej: on to, bardzo godnie i trafnie, nazwał ją Entelechią. Entelechia jest jej prawdziwe imię: niech się tu us…a szczerą żółcią, kto ją nazwie inaczej. Kto ją inaczej nazywa, błądzi na niebie i ziemi! Witamy was z całego serca.

Zbliżyli się do nas z uściskiem, co nas bardzo ucieszyło. Panurg rzekł mi do ucha:

– Towarzyszu, czyś ty nie miał trochę pietra przy tym pierwszym spotkaniu?

– Trochę – odparłem.

– Ja bo miałem więcej, niżeli niegdyś żołnierze Efraima, kiedy Galaadyci pobili ich i potopili za to, iż zamiast Szibboleth, rzekli Sibboleth. I nie ma człowieka, żeby nie przesadzić, w naszej rodzinnej wiosce, który by mi nie zatkał łacno dziury w zadku wózkiem siana.

Następnie, w milczeniu i z wielkimi ceremoniami, powiódł nas kapitan do pałacu królowej. Pantagruel chciał z nim nieco porozmawiać; ale tamten, nie mogąc wspiąć się tak wysoko, oglądał się za drabinką albo też za parą wysokich szczudeł. Następnie rzekł:

– Ba! Żeby nasza pani królowa zechciała, bylibyśmy tak duzi jak i ty. Kiedy będzie jej wola, i to się stanie.

Na pierwszych galeriach pałacu spotkaliśmy wielką ciżbę ludzi chorych, rozmaicie pomieszczonych wedle rodzaju swej choroby. Trędowaci osobno, zatruci w jednym miejscu, zadżumieni gdzie indziej, francowate w pierwszym rzędzie: i podobnie wszyscy inni.

Rozdział dwudziesty. Jako Kwinta-Essencja leczyła choroby za pomocą piosenek1163

Na drugiej galerii ukazał nam kapitan młodą damę (miała co najmniej tysiąc osiemset lat1164), piękną, delikatną, ubraną zalotnie, w pośrodku swoich dam i szlachty. Kapitan rzekł nam:

– Nie jest teraz pora, aby z nią mówić; bądźcie jedynie uważnymi widzami wszystkiego, co ona czyni. Wy macie w waszych królestwach królów, którzy nadprzyrodzonym sposobem leczą niektóre choroby, jako skrofuły, wielką chorobę, febrę kwartanę, jeno1165 przez samo włożenie rąk1166. Ta oto nasza królowa leczy wszystkie choroby bez dotknięcia, jeno grając im jakąś piosenkę, wedle rodzaju choroby.

Następnie pokazał nam organy, na których grając dokonywała cudownych kuracji. Były one bardzo osobliwego kształtu: bowiem rury były z lewatyw, pudło z drzewa gwajaku, klawisze z rabarby, pedały z turbitu, a klawiatura ze skamonium.

Podczas gdyśmy oglądali tę nową i cudowną budowę organów, jej abstraktorzy, spodyzatorzy, massyterowie, preguści, tabachinowie, chachaniny, neemaniny, rabrebany, nercyni, rozuini, nedybiny, nearyny, segamiony, perazony, chezyniny, saryny, sotryny, abothy, eniliny, archadasperyny, mebiny, giboryny1167 i inni nadworni jej oficyjerowie wprowadzili trędowatych: zagrała im jakąś piosenkę i zaraz zupełnie ozdrowieli. Potem sprowadzono otrutych; zagrała im inną piosenkę i wraz1168 powstali na nogi. Potem ślepi, głusi, niemi, paralitycy tak samo. Co nas (i nie bez słuszności) tak przestraszyło, że upadliśmy na ziemię, ścieląc się na twarz, pogrążeni w ekstazie i zachwyceniu niezmiernym nad mocą, jaką w oczach naszych objawiła ta pani; i żaden z nas nie mógł wymówić ni słowa. Tak leżeliśmy na ziemi; ale ona, dotknąwszy Pantagruela pięknym bukietem z białych róż, który trzymała w ręku, przywróciła nam zmysły i dozwoliła podnieść się na nogi. Następnie rzekła nam słowy jedwabnymi (jako żądała Parysatis, aby mówili ci, którzy odzywali się do syna jej Cyrusa) albo przynajmniej aksamitnymi:

– Zacność połyskująca na peryferii waszych osób daje mi pewne świadectwo cnoty, mieszczącej się w centrum waszego skupienia duchowego; i widząc miodopłynną słodycz waszych powściągliwych oznak uszanowania, z łatwością nabieram dufności, iż serce wasze nie jest skalane żadnym błędem, żadną poczwarnością wiedzy wyzwolonej i wysokiej, jeno iż jest zbiornikiem wybornej i rzadkiej dyscypliny: którą obecnie, w przeważającym zalewie pospolitego obyczaju nienauczonego tłumu, łatwiej jest szacować niż spotykać. Oto przyczyna, dla której ja, jakkolwiek od dawna zdolna panować nad wszelakim osobistym afektem, nie mogę się teraz oto powstrzymać od pozdrowienia was słowem najbardziej pospolitym w świecie, to jest iżbyście byli bardzo, najwięcej, trzykrotnie pozdrowieni.

 

– Ja tam nie jestem żaden uczony – rzekł mi po cichu Panurg – odpowiedz, jeśli masz ochotę.

Wszelako ja nie odpowiedziałem, Pantagruel również nie i tak trwaliśmy w milczeniu. Zaczem rzekła królowa:

– Z waszej niemoty poznaję, że nie tylko pochodzicie ze szkoły Pitagorasa, z której wzięło początek w sukcessywnej propagacji starożytne pokolenie moich protoplastów, ale snać1169 także w Egipcie, słynnej kuźnicy wysokiej filozofii, przez ciąg niejednej odmiany miesiąca gryźliście paznokcie i skrobaliście się palcem po głowie. W szkole Pitagorasa niemota była symbolem wiedzy: milczenie było u Egipcjan sławione boskimi pochwałami, a zaś kapłani w Hieropolis ofiarowali swojemu Bogu w milczeniu, nie czyniąc najmniejszego szmeru, ani nie mówiąc słowa. Nie jest moim zamiarem popaść wobec was w przewinę niedostatku wdzięczności: i owszem, przy pomocy żywej formalności, byleby materia była skłonna ze mnie się wyabstrahować, gotowa jestem uzewnętrznić wam ekscentrycznie moje myśli.

Wyrzekłszy te słowa, zwróciła się do swoich dworzan i rzekła im jeno:

– Tabachinowie, do Panaceów.

Na to słowo tabachinowie rzekli nam, że musimy mieć panią królowę za wytłumaczoną, iż nie będziemy z nią obiadować: bowiem na obiad nie zwykła nic jadać prócz trochy kategoryj, jekabotów, emninów, dimionów, abstrakcyj, harborinów, cheliminów, wtórnych intencyj, karadotów, antytez, metempsychoz i prolepsji transcendentalnych.

Następnie zawiedli nas do małego gabinetu, całego wytapetowanego samymi strachami1170: i tam uraczyli nas, niech im Bóg da zdrowie! Powiadają, że Jowisz spisuje wszystko, co się dzieje na świecie, na pergaminowej skórze z kozy, która wykarmiła go w Kandii1171 i którą, walcząc z Tytanami, posługiwał się jak tarczą, od czego nazywają go Egiuchos. Na moje święte pragnienie, bracia pijaki, przyjaciele: potraw, jakimi nas tam uraczono, przystawek i zakąsek, jakie nam podano, nie spisałby na osiemnastu skórach kozich, chociażby nawet tak małymi literami, w jakich Cycero, (tak powiada) czytał Iliadę Homera, którą dało się schować całą w łupinie orzecha. Co do mnie, chociażbym miał sto języków, sto ust, głos spiżowy i wymowę miodopłynną Platona, nie umiałbym i w czterech księgach przedstawić wam trzeciej części połówki tego wszystkiego. I powiadał mi Pantagruel, że, wedle jego rozumienia, kiedy owa pani rzekła swoim kuchtom: „Do Panaceów1172”, dawała im znak symboliczny, oznaczający u nich najlepszy poczęstunek, jako „w Apollinie”, powiadał Lukullus, kiedy chciał osobliwie uraczyć swoich przyjaciół, chociażby go nawet zaskoczyli niespodzianie, jak to niekiedy czynił Cyceron i Hortensjusz.

Rozdział dwudziesty pierwszy. Jak królowa spędzała czas po obiedzie

Skorośmy ukończyli obiad, sługa dworski wprowadził nas na komnaty królowej. Ujrzeliśmy ją, jak po posiłku, wedle swego obyczaju, w towarzystwie panien i książąt dworu, przesiewała sitem, cedziła durszlakiem, pytlowała i pędziła czas za pomocą pięknego i dużego sita z białego jedwabiu. Następnie spostrzegliśmy, iż, wskrzeszając starożytne obyczaje, tańczyli społem:

 
Kordaks,
Emmelię,
Sycynię,
Jambliki,
Persyki,
Phrygium,
Nikatismum,
Thracium,
Kalabrismum,
Molossicum,
Karnophorum,
Mongas,
Termanstris,
Florulę,
Pyrshicum
 

i tysiąc innych tańców1173.

Następnie, na jej zlecenie, zwiedziliśmy pałac i ujrzeliśmy rzeczy tak nowe, cudowne i osobliwe, iż gdy myślę o tym, dziś jeszcze rozpływam się w zachwycie. Najbardziej wszelako zdjęły podziwem nasze zmysły cudowne dzieła jej panów dworskich, abstraktorów, parazonów, nedybinów, spodyzatorów i innych, którzy rzekli nam wręcz, bez obłudy, iż pani królowa czyni same niemożliwości i leczy jeno samych nieuleczalnych: zaś oni, jej dworzanie, załatwiają i kurują resztę.

Ujrzałem tam młodego parazona, jak leczył dotkniętych francą i to nie byle jaką, jakobyś rzekł rułeńską, a to jedynie dotykając po trzykroć kościstych wyrostków kręgosłupa starym pantoflem.

Innego widziałem, jak leczył radykalnie opuchlaków, cierpiących na bębnicę, puchlinę i hyposarkę, uderzając ich dziewięć razy w brzuch młotkiem tenetyjskim1174, bez naruszenia ciągłości tkanek.

Inny leczył w momencie1175 wszystkie febry, jeno przez to, iż do pasa cierpiących na febrę przymocowywał po lewej stronie ogon lisa.

Inny leczył z bólu zębów, przepłukując jeno trzy razy korzeń schorzałego zęba octem siedmiu złodziei i każąc go suszyć pół godziny na słońcu.

Inny – wszelaki rodzaj pedogry, czy gorącej czy zimnej, wrodzonej czy przygodnej: jeno zalecając pedogrykom zamknąć usta a otworzyć oczy.

Innego widziałem, który, w niewiele godzin, uleczył dziewięciu tęgich szlachciców z choroby św. Franciszka1176, oczyszczając ich z wszelkich długów i zakładając każdemu na szyję sznurek, na którym wisiała sakiewka z dziesięcioma tysiącami ważnych dukatów.

Inny, za pomocą cudownej machiny, wyrzucał domy przez okna: w ten sposób oczyszczał je ze złego powietrza.

Inny leczył wszystkie trzy rodzaje suchotników, atrofików, tabetyków zmacerowanych, i to bez kąpieli, bez tabiańskiego mleka, bez plastrów, baniek i innego lekarstwa: jeno czyniąc ich mnichami na trzy miesiące. I twierdził, że jeżeli w stanie zakonnym nie nabiorą sadła, nigdy się już nie upasą, ani sztuką ani naturą.

Innego ujrzałem otoczonego wielką ilością kobiet w dwóch gromadach. Jedna była z samych młodych dziewczątek, smacznych, wdzięcznych, rumianych, figlarnych i wcale niesrogich, o ile mi się zdało. Druga ze staruch bezzębnych, zmurszałych, pomarszczonych, wyschniętych i trupich. I powiedziano Pantagruelowi, iż on przetapia stare na nowe, odmładzając je w tym wdzięcznym kształcie i, mocą swojej sztuki, zmieniając je w owe dziewczynki. I te któreśmy widzieli, tego dnia właśnie przetopił ze starych i zupełnie przywrócił do podobnej piękności formy, elegancji, proporcji i układu członków, jakie posiadały w wieku piętnastu lub szesnastu lat; z wyjątkiem jeno pięt, które zostawały im nieco krótsze niż były w pierwszej młodości. To była przyczyna, dlaczego odtąd, w każdym spotkaniu z mężczyzną, były bardzo skłonne i łatwe do przewrócenia się na wznak. Gromada starych czekała z wielkim nabożeństwem drugiego waru i piliły czarodzieja nieustannie, przytaczając, iż to jest rzecz nie do zniesienia w naturze, kiedy kuprowi mającemu najlepsze chęci zbywa na urodzie. I miał on w swojej sztuce nieustanną praktykę i zysk wcale nie byle jaki. Pantagruel spytał, czy za pomocą takiego przetapiania odmładzał także starych mężczyzn. Odpowiedziano mu, że nie; jeno iż dla mężczyzn sposób odmłodzenia się polega na obcowaniu cielesnym z przetopioną kobietą, bowiem z tego czerpie się ową kwintessencję francowatej choroby nazwanej Pelladą, po grecku Ophisais, dzięki której odmienia się sierć i skórę, jako czynią corocznie węże i młodość się w nich odświeża, jako u feniksów w Arabii. To jest prawdziwe źródło młodości: w nim, kto był stary i zmurszały, staje się młody, rześki i wesoły, jako powiada Eurypides, iż przygodziło się Jolausowi; jako zdarzyło się pięknemu Faonowi, tak ukochanemu od Safony, za łaską Wenery; Tytonowi za sprawą Aurory; Ezonowi mocą sztuk Medei; i podobnie Jazonowi, którego ona, wedle świadectwa Pherecydesa i Symonidesa, również odświeżyła i odmłodziła; takoż powiada Eschylos, iż przygodziło się to karmicielkom dobrego Bachusa i ich mężom także1177.

1150pokrzepiliśmy się (…) i zaczerpnęli – inaczej: pokrzepiliśmy się i zaczerpnęliśmy. [przypis edytorski]
1151Eliksir, Lunaria major – Terminy alchemiczne. [przypis tłumacza]
1152w kuchni Geberskiej – Geber, słynny chemik z końca VIII wieku, który mozolił się nad sztuką fabrykowania złota. [przypis tłumacza]
1153entelechia – wedle Arystotelesa skończona doskonałość formy, „absolut”. [przypis tłumacza]
1154Mateotechnia – zatoka sztuk czczych i bezpożytecznych. [przypis tłumacza]
1155hardzi jak Szkoty – Przysł. franc.: fier comme un Ecossais. [przypis tłumacza]
1156Teodor Gaza – z Tessaloniki, tłumacz Arystotelesa i Teofrasta. [przypis tłumacza]
1157Anygrofilos – uczony i tłumacz Arystotelesa we Florencji i Rzymie w 15 w. [przypis tłumacza]
1158Bessarion —patriarcha Konstantynopola, platonik w 15 w. [przypis tłumacza]
1159Budeus – Budee, patrz: Przedmowa. [przypis tłumacza]
1160Laskaris – bibliotekarz Franciszka I, przyjaciel Rabelais'go. [przypis tłumacza]
1161Skaliger, Brigot, Chambrier, Fleury – Nazwiska współczesnych [autorowi; red. WL] uczonych. [przypis tłumacza]
1162tedy (daw.) – zatem. [przypis edytorski]
1163Jako Kwinta-Essencja leczyła choroby za pomocą piosenek – Po francusku chanson, piosenka, używa się też i w znaczeniu „brednia”. Rozdziały te stanowią satyrę subtelności filozofii scholastycznej, niejednokrotnie branej za cel drwinek już w poprzednich księgach. [przypis tłumacza]
1164młodą damę (miała co najmniej tysiąc osiemset lat) – Liczone od Arystotelesa, jej chrzestnego ojca. [przypis tłumacza]
1165jeno (daw.) – tylko. [przypis edytorski]
1166królów, którzy, nadprzyrodzonym sposobem, leczą niektóre choroby (…) jeno przez samo włożenie rąk – Podczas koronacji królowie dotykali rękami chorych, lecząc, wedle wierzenia ludu, w ten sposób skrofuły. [przypis tłumacza]
1167abstraktorzy, spodyzatorzy, massyterowie, preguści, tabachinowie (…) eniliny, archadasperyny, mebiny, giboryny – Nazwy tych fantastycznych urzędów są po największej części pochodzenia hebrajskiego. [przypis tłumacza]
1168wraz – tu: od razu. [przypis edytorski]
1169snać (daw.) – może, podobno, przecież, widocznie, najwyraźniej, zapewne; także: sna a. snadź. [przypis edytorski]
1170zawiedli nas do małego gabinetu, całego wytapetowanego samymi strachami – Wzorem dawnych laboratoriów czarnoksięskich. [przypis tłumacza]
1171kozy, która wykarmiła go w Kandii – Amaltea. [przypis tłumacza]
1172panaceum – lekarstwo uniwersalne na wszystkie choroby. [przypis tłumacza]
1173Kordaks (…) Pyrshicum – Starożytne tańce Greków. [przypis tłumacza]
1174uderzając ich (…) w brzuch młotkiem tenetyjskim – przysłowiowe wyrażenie na surowy i bezwzględny wymiar sprawiedliwości; od króla Tenesa. [przypis tłumacza]
1175w momencie – momentalnie, w jednej chwili. [przypis edytorski]
1176choroba św. Franciszka – czyli brak pieniędzy, przez aluzję do surowych ślubów ubóstwa mnichów tego zakonu. [przypis tłumacza]
1177odświeżyła i odmłodziła; takoż powiada Eschylos, iż przygodziło się to karmicielkom dobrego Bachusa i ich mężom także – Zaginiona tragedia Eschylosa. [przypis tłumacza]