Tasuta

Chłopi, Część czwarta – Lato

Tekst
Märgi loetuks
Šrift:Väiksem АаSuurem Aa

Rozjazgotały się nad nim, jaże739 musiał uciekać.

– Żeby wam, psiekrwie, poodpadały jęzory! – klął i przechodząc mimo domu Dominikowej zajrzał w otwarte okna. W izbie się świeciło, Jagusi jednak dojrzeć nie mógł, a wejść się wagował740, więc westchnął jeno741, zawracając ku swojej chałupie, ale jakoś pokrótce natknął się na Weronkę, idącą do siostry.

– Dopiero co byłam u was. Stacho drzewo obrobił i dół wykopał, można by rznąć, kiedy przyjdziecie?

– Kiedy? A może na święty nigdy! Tak mi już wieś mierznie, że cheba742 prasnę743 wszystko o ziem744 i pójdę, kaj745 mnie oczy poniesą746 – zakrzyczał gniewnie i poleciał.

– Dobrze go cosik ugryzło, kiej747 się tak bzdycy748! – myślała zwracając się do Borynów.

Hanka sprzątała już po kolacji, ale zaraz ją wzięła na bok, opowiadając wszystko, jak było. Weronka z rozmysłem pominęła Jagusiną sprawę, a tylko rzekła o Grzeli:

– Kiej pomarł, to wam jego część przychodzi do działu.

– Prawda, jeszczech o tym nie pomyślałam.

– A z tym, co dziedzic musi dać za las, to po jakie półwłóczku wypadnie na każdego, troje was jeno! Mój Boże, bogatym to i cudza śmierć na profit się obraca – westchnęła żałośnie.

– Co mi tam bogactwo! – broniła się Hanka, lecz skoro się porozchodzili spać, wzięła rachować po swojemu i skrycie się cieszyć.

Zaś potem klękając do pacierzów szepnęła z rezygnacją:

– A skoro już pomarł, to już taka była wola boska. – I szczerze westchnęła za jego duszę.

Nazajutrz kole749 południa wszedł do izby Jambroży.

– Kajżeście to chodzili750? – spytała rozpalając ogień na kominie.

– U Kozłów byłem, dziecko się im oparzyło na śmierć. Wołała mnie, ale tam już jeno751 trumny potrza i pochowku.

– Któreż to?

– A to mniejsze, co je na zwiesnę przywiezła752 z Warsiawy753. Wpadło do grapy754 z ukropem i prawie się ugotowało.

– Cosik755 nie wiedzie się jej z tymi znajdami.

– A nie wiedzie. Nie traci ona na tym, dają na pochowek! Ale nie z tym do was przyszedłem.

Podniesła na niego niespokojne oczy.

– Wiecie, Dominikowa pojechała z Jagusią do sądu, pono756 skarżyć was będzie o wygnanie córki…

– A niech skarży, co mi ta zrobi!

– Były z rana u spowiedzi, a potem długo radziły z dobrodziejem, nie podsłuchiwałem juści, a mówię, co me jeno doszło piąte przez dziesiąte; tak się na was skarżyły, jaże757 proboszcz pięścią wygrażał.

– Ksiądz, a wsadza nos w cudze sprawy! – wyrzekła porywczo, tak jednak zgryziona tą wiadomością, że cały dzień chodziła kiej758 błędna, pełna trwóg i najgorszych przypuszczeń.

O samym mroku jakiś wóz przystanął przed opłotkami.

Wyleciała z chałupy zestrachana i dygocąca, wójt siedział na bryce.

 

– O Grzeli już wiecie! – zaczął. – No, nieszczęście i tyla! Ale mam la759 was i dobrą nowinę: oto dzisiaj abo760 najdalej jutro powróci Antek!

– Nie zwodzicie mnie aby? – nie śmiała już zawierzyć.

– Wójt wama761 mówi, to wierzcie! w urzędzie mi powiedzieli…

– To i dobrze, kiej762 wraca, największa pora! – mówiła chłodno, jakby całkiem bez radości, a wójt pomedytował cosik763 i pomówił wielce przyjacielsko:

– Źleście sobie poczęli z Jagusią! Już na was wniesła764 skargę, mogą was pokarać za samowolę i gwałt. Nie mieliście prawa jej ruchać765, siedziała na swoim. Dopiero to będzie, jak Antek wróci, a was wsadzą! Z czystego przyjacielstwa wam radzę, załagodźcie tę sprawę! Zrobię, co jeno766 będę mógł, aby skargę odebrały ze sądu, ale krzywdę musicie sami odrobić.

Hanka wyprostowała się i rzekła prosto z mostu:

– Kogóż to bronicie, pokrzywdzonej czy swojej kochanicy?

Sypnął koniom takie baty, jaże767 z miejsca poniesły768!

IV

Ale przez takie przeróżne a ciężkie przejścia Hanka całkiem nie mogła zasnąć tej nocy, a przy tym cięgiem769 się jej widziało, że słyszy czyjeś kroki w opłotkach, to na drodze, to nawet jakby pod samą chałupą. Nasłuchiwała z bijącym sercem, ale cały dom spał głęboko, nawet dzieci nie matyjasiły, noc była głucha, chociaż widnawa, gwiazdy zaglądały w okna i niekiedy poszumiały drzewa, gdyż jakoś od samego północka podniósł się wiater770 przedmuchując kiej niekiej771.

W izbie było duszno i gorąco, zły fetor zalatywał od kacząt nocujących pod łóżkami, ale Hance nie chciało się otworzyć okna, śpik772 już ją całkiem odszedł, parzyła ją pierzyna i poduszki zdały się rozpalone kiej773 blachy, że jeno przewracała się z boku na bok, coraz barzej774 niespokojna, boć te przeróżne pomyślunki roiły się we głowie kieby775 mrowisko, obłażąc ją całą gorącymi potami, a przejmując takim dygotem, że już nie mogąc zapanować nad strachem porwała się nagle z łóżka i boso, w koszuli, a ze siekierą w garści, która się jakoś sama nawinęła, poszła w podwórze.

Wszyćko776 tam stojało777 na rozcież778 wywarte779, ale wszędy780 leżała niezgłębiona cichość śpiku781. Pietrek782 chrapał rozciągnięty pod stajnią, konie gryzły obroki pobrzękując łańcuchami uździenic, zaś krowy niepowiązane na noc w oborze porozłaziły się w podwórzu, leżały przeżuwając i glamiąc oślinionymi gębulami, podnosząc ku niej ciężkie, rogate łby i czarne, niepojęte gały ślepiów.

Powróciła do łóżka i leżąc z otwartymi oczami, znowu trwożnie nasłuchiwała, gdyż przychodziły takie chwile, w których byłaby dała głowę, jako783 wyraźnie roznoszą się jakieś głosy i głuche, dalekie kroki.

– A może w którejś chałupie nie śpią i poredzają784! – próbowała sobie wyrozumieć, lecz skoro jeno785 chyla tyla786 poszarzały okna, podniesła787 się i narzuciwszy Antkowy kożuch wyszła przed dom.

 

W ganku Witkowy bociek spał na jednej nodze i ze łbem podwiniętym pod skrzydło, zaś w opłotkach bieliły się pokulone stadka gęsi.

Czuby drzew już się wypinały z nocy, rosa kapała obficie z wierzchołków, trzepiąc o liście i trawy, zawiewał rzeźwy, krzepiący chłód.

Niskie, sinawe opary obtulały pola, z których jeno788 kajś niekaj789 rwały się co wyższe drzewa buchając w górę niby te czarne, gęste dymy.

Staw polśniewał jak to ślepe, wielgachne oko zasute pomroką, olszowe wysady gwarzyły nad nim cichuśko i trwożnie, gdyż wszystko jeszcze dokoła spało, zatopione w szarym, nieprzejrzanym mącie i cichości.

Hanka przysiadła na przyźbie790 i przytuliwszy się do ściany zadrzemała, ani się tego spodziewając, na jakie dobre parę pacierzów, bo kiej791 przecknęła, noc już była zbielała792 do cna i na wschodzie rozpalały się czerwone zorze jako te łuny dalekie.

– Jak wyszli o chłodzie, to ani chybi, co ino793 ich patrzeć! – myślała wyzierając na drogę, tak się czuła skrzepioną tym krótkim śpikiem, że nie wróciła już do łóżka i aby łacniej794 doczekać się słońca, wyniesła795 dziecińskie szmaty i poszła je przeprać we stawie.

A dzień podnosił się coraz chybciej796, że pokrótce zapiał kajś797 pierwszy kogut, a wnet po nim jęły798 trzepotać skrzydłami drugie i przekrzykiwać się rozgłośniej na całą wieś, zaś potem zaśpiewały skowronki, ale jeszcze z rzadka, i z przyziemnych mroków wyłaniały się z wolna bielone ściany, płoty a puste, orosiałe799 drogi.

Hanka prała zawzięcie, gdy naraz kajś800 niedaleko rozległy się ciche stąpania, przywarła w miejscu kiej801 trusia, pilnie przezierając dokoła, jakiś cień przedzierał się z obejścia Balcerkowej i sunął czająco pod drzewami.

– Juści, co od Marysi, ale kto? – ważyła nie mogąc rozpoznać, gdyż cień przepadł nagle i bez śladu. – Taka harna, taka zadufana w swoją urodę, a puszcza na noc chłopaków! kto by się to spodział!

Myślała zgorszona, spostrzegając znowu, że młynarczyk przemyka się z drugiego końca wsi.

– Pewnikiem z karczmy, od Magdy! A to jak wilki tłuką się po nocy. Co się to wyprawia! – westchnęła, lecz ją samą przejęły jakieś ciągotki, gdyż raz po raz przeciągała się z lubością, ale że woda była chłodnawa, to prędko przeszło, i wzięła nucić ściszonym, a tęsknością nabranym głosem:

 
Kiedy ranne wstają zorze!
 

Pieśń leciała nisko po rosie, wsiąkając w zróżowione świtania.

Pora już była wstawać, po wsi zaczęły się rozlegać brzęki otwieranych okien, klekoty trepów i przeróżne głosy.

Hanka, jeno802 rozwiesiwszy przeprane szmaty na płocie, poleciała budzić swoich, ale tak byli jeszcze śpikiem803 zmorzeni, że co która głowa się uniesła804, to zaraz padała ciężko, niczego nie miarkując805.

Zeźliła się niemało, gdyż Pietrek krzyknął na nią z góry:

– Psiachmać! Pora jeszcze, do słońca spał będę! – i ani się ruszył.

Dzieci też jęły się mazać, a Józka skarżyła się żałośnie:

– Jeszcze ździebko, Hanuś! Dyć dopiero co się przyłożyłam…

Przyciszyła dzieci, powypędzała drób z chlewów, a przeczekawszy jeszcze z pacierz, już przed samym wschodem, kiej806 wyniesione niebo całkiem rozgorzało, a staw sczerwienił się od zórz, narobiła takiego piekła, jaże807 musieli się pozwlekać z barłogów. Wsiadła też z miejsca na Witka, któren808 łaził zaspany cochając się809 jeno o węgły i drapiąc.

– Jak cię czym twardym zleję, to przeckniesz! Czemuś to, pokrako jedna, krów nie powiązał do żłobów! Chcesz, aby se w nocy kałduny popruły rogami?

Odszczeknął cosik810, aż skoczyła do niego, szczęściem, co nie czekał, więc zajrzawszy do stajni czepiła się Pietrka.

– Konie dzwonią zębami o pusty żłób, a ty się wylegujesz do wschodu!

– Wydzieracie się kiej sroka na deszcz. Cała wieś słyszy! – mruknął.

– A niech słyszy! Niech wiedzą, jakiś to wałkoń i próżniak! Czekaj, wróci gospodarz, to ci da radę, obaczysz! Józka – zakrzyczała znów w drugiej stronie podwórza – krasula ma twarde wymiona, ciągnij mocno, byś znowu pół mleka nie ostawiła! A śpiesz z udojem, na wsi już wyganiają krowy! Witek! bierz śniadanie i wypędzaj, a pogub mi owce, jak wczoraj, to się z tobą rozprawię! – rozrządzała zwijając się sama jak fryga; kurom podrzuciła przygarście ziarna, świniom kwiczącym pod chałupą wyniesła cebratkę z żarciem, cielęciu odsadzonemu od matki sporządziła picie, sypnęła kaszy gotowanej kaczętom i wygnała je na staw. Witek dostał pięścią za plecy i śniadanie do torby, nie przepomniała811 nawet boćka, stawiając mu w ganku żeleźniak z wczorajszymi ziemniakami, że przyczajał się, klekotał, a kuł w niego i wyjadał. Była wszędy812, o wszystkim pamiętała i na wszyćko813 miała sposobną radę.

A skoro Witek pognał krowy i owce, zabrała się do Pietrka, nie mogąc ścierpieć, iż się wałęsa bez roboty.

– Wyrzuć gnój z obory! krowom w nocy gorąco i tytłają się kiej814 świnie.

Słońce właśnie co jeno815 wyjrzało z dalekości, ogarniając świat czerwonym, gorącym okiem, gdy zaczęły się schodzić komornice, robiące w odrobku za ziemię pod len i ziemniaki.

Zapędziła Józkę do obierania ziemniaków, dała piersi dziecku i okrywszy się w zapaskę rzekła:

– Miej ta baczenie816 na wszystko! A jakby Antek wrócił, daj znać na kapuśniki. Chodźta, kobiety, póki rosa a chłodniej, okopiemy nieco kapusty, a od śniadania wrócim do wczorajszej roboty.

Powiedła817 je poza młyn, na niskie łąki i mokradła siwe jeszczek818 od rosy i mgieł opadających. Torfiaste ziemie uginały się pod nogami kiej819 rzemienne pasy, zaś gdzieniegdzie tak było grząsko, że musiały obchodzić, w bruzdach głębokich niby rowy stały spleśniałe wody, pokryte zieloną rzęsą.

Na kapuśniskach nie było jeszcze nikogo, jeno820 czajki kołowały nad zagonami, a boćki chodziły kiwający, pilnie bobrując821. Pachniało bagnem i surowizną tataraków a trzcin, co poobsiadały kępami stare, zapadłe doły torfowe.

– Piękny czas, ale widzi mi się, na spiekę822 idzie – ozwała się któraś.

– Dobrze, co823 wiater przechładza.

– Bo rano, barzej824 on suszy niźli słońce.

– Dawno nie pamiętają tak suchego lata! – pogadywały stając do roboty na wyniesionych zagonach kapusty.

– Jak to wyrosła, już się poniektóre skłębiają na główki.

– Żeby jeno nie objadły robaczyska. Susza, to mogą się jeszcze rzucić.

– A mogą. Na Woli obżarły już ze szczętem.

– W Modlicy zaś wyschła do cna, musiały sadzić na nowo.

Poredzały825 dziabiąc motyczkami ziemię i kopiasto obsypując grzędy, galancie826 wyrosłe, ale i sielnie827 zachwaszczone, mlecze bowiem szły w kolano828, a kacze ziela i nawet osty puszczały się gęsto kiej829 las.

– Czego człowiek nie sieje ni potrzebuje, to się bujnie rodzi – zauważyła któraś otrzepując ze ziemi jakiś chwast wyrwany.

– Jak każde złe! Grzechu ano nikt nie posiewa, a pełno go na świecie.

– Bo plenny! Moiściewy! póki grzechu, póty i człowieka. Przeciech830 powiadają: bez grzechu nie byłoby śmiechu, albo to: kiejby831 nie grzech, to by człowiek dawno zdechł! Potrzebny musi być na coś, jako i ten chwast, bo oba stworzył Pan Jezus! – prawiła po swojemu Jagustynka.

– Pan Jezus by ta stworzył złe! Juści! Człowiek to jak ta świnia, wszyćko musi swoim ryjem pomarać! – rzekła surowo Hanka, iż pomilkły.

Słońce już się było wyniesło832 galancie833 i mgły opadły do znaku834, kiej835 dopiero ode wsi zaczęły nadchodzić kobiety.

– Robotnice! Czekają, aż im rosa przeschnie, żeby se nie zamoczyć kulasów836 – szydziła Hanka.

– Nie każdy tak łasy na robotę jako wy!

– Bo nie każdy tak musi harować, nie każdy! – westchnęła ciężko.

– Wasz wróci, to se odpoczniecie.

– Już się do Częstochowskiej ochfiarowałam837 na Janielską, bych jeno838 powrócił. Wójt obiecował839 go na dzisia840.

– Z urzędu wie, to musi być, co i prawda. Ale latoś841 sporo narodu wybiera się do Częstochowy. Organiścina pono842 idzie i powiadała, co sam proboszcz poprowadzi kompanię!

– A któż mu to poniesie brzucho! – zaśmiała się Jagustynka. – Sam go nie udźwignie bez tylachny843 karwas844 drogi. Obiecuje, jak zawdy.

– Byłam już parę razy z kompanią, ale bym co roku chodziła – westchnęła Filipka zza wody.

– Na próżniaczkę845 kużden846 łakomy.

– Jezu! – ciągnęła gorąco, nie bacząc na przycinki. – A dyć to człowiek jakby szedł do nieba, tak mu jest w tej drodze lekko i dobrze. A co się napatrzy świata, a co się nasłucha, co się namodli! Jeno847 parę niedziel, a widzi się człowiekowi, jakoby na całe roki zbył się848 bied a turbacji. Jakby się potem na nowo narodził!

– Prawda, to łaska boska tak krzepi! Juści849 – przytwierdzały niektóre.

Od wsi, ścieżką nad rzeką, między szuwarami a gęstą, młodą olszyną, przemykała się ku nim jakaś dziewczyna. Hanka przysłoniła oczy od słońca, ale nie mogła rozeznać, dopiero z bliska poznała Józkę, która leciała, jak jeno mogła, już z dala krzycząc i wytrząchając rękami:

– Hanuś! Antek wrócili! Hanuś!

Hanka prasnęła motyczką i porwała się kiej850 ptak do lotu, ale się w mig opamiętała, opuściła podkasany wełniak i chocia851 ją ponosiło, chocia serce się tłukło, że tchu brakowało i ledwie poredziła852 przemówić, rzekła spokojnie jakby nigdy nic:

– Róbcie tu same, a na śniadanie przychodźta do chałupy.

Odeszła z wolna, bez pośpiechu, przepytując Józkę o wszystko.

Kobiety poglądały na się, do cna stropione jej spokojnością.

– Jeno la853 oczów ludzkich taka spokojna. Żeby się nie prześmiewali, co jej pilno do chłopa. Ja bym ta nie wytrzymała! – mówiła Jagustynka.

– Ani ja! Bych się jeno Antkowi nie zachciało nowych jamorów854

– Nie ma już na podorędziu Jagusi, to może mu się odechce.

– Moiście! Jak chłopu zapachnie kiecka, to za nią w cały świat gotów.

– Oj prawda, bydlę się nie tak łacno narowi do szkody jak chłop niektóry…

Plotły, ledwie się już ruchając przy robocie, a Hanka szła wciąż jednako i jakby z rozmysłu pogadując z napotkanymi, chocia i nie wiedziała, co mówi ni co odpowiadają, bo w głowie miała to jedno, że Antek wrócił i na nią czeka.

– I z Rochem przyszedł? – pytała jedno w kółko.

– A z Rochem! Dyć855 już wam mówiłam!

– A jaki, co? Jaki?

– Wiem to jaki? Przyszedł i zaraz z progu pyta: kaj856 Hanka? Powiedziałam i zarno857 w te pędy858 po was, no i tyla!

– Pytał o mnie! Niech ci Pan Jezus… Niech ci… – zaniesła859 się radością.

Dojrzała go już z daleka, siedział z Rochem w ganku, a uwidziawszy ją wyszedł naprzeciw w opłotki.

Szła ku niemu coraz wolniej i coraz ciężej, chytając860 się po drodze płota, gdyż nogi się pod nią gięły, brakowało tchu, dusiły łzy i w głowie miała taki mąt, co ledwie zdoliła wyjąkać:

– Ty żeś to! Tyżeś! – łzy zalały resztę słów nabranych radością.

– A ja, Hanuś! Ja! – przygarnął ją mocno do piersi, a przytulał z dobrością i z całego serca. Cisnęła się też do niego zgoła już bez pamięci, a jeno te szczęsne łzy spływały ciurkiem po twarzy zbladłej i wargi się trzęsły, dawała mu się w ramiona wszystka, kiej861 to utęsknione dzieciątko.

Długo nie poredziła przemówić, ale cóż to mogła rzec i jak wypowiedzieć, co się w niej działo! Dyć byłaby klękała przed nim, dyć byłaby prochy zmiatała, więc jeno niekiedy rwało się jej z piersi jakieś słowo, padając kiej to ważne ziarno i kiej ten kwiat pachnący weselem i oroszony krwią serdeczną, a oczy wierne i oddane, oczy pełne bezgranicznego miłowania kładły mu się pod stopy kiej psy, zdając się na wolę jego i na jego łaskę.

– Zmizerowałaś się, Hanuś! – szepnął gładząc ją pieściwie po twarzy.

– Jakże… tylam przeniesła862, tylam się wyczekała…

– Zapracowała się kobieta – ozwał się Rocho.

– To i wy jesteście! Całkiem o was przepomniałam! – jęła go witać i całować po rękach, on zaś rzekł żartobliwie:

– Nie dziwota. Obiecałem go wam przywieść, to go sobie macie…

– A mam! Mam! – zawołała stając w nagłym podziwie przed Antkiem, wybielał bowiem, wydelikatniał i taki się widział863 urodny, mocarny, pański, jakby zgoła kto drugi, pojąć tego nie mogła.

– Przemieniłem się to, co tak po mnie ślepiasz?

– Niby nie, ale całkiem jesteś jakiś zgoła inakszy.

– Poczekaj, pójdę w pole do roboty, to zarno będę jak przódzi864.

Skoczyła naraz do izby po najmłodsze dziecko.

– Jeszczech go nie widziałeś! – wołała wynosząc rozkrzyczanego chłopaka – popatrz jeno, podobny do cię jak dwie krople.

– Sielny865 parob! – zawinął go w róg kapoty i pohuśtywał.

– Rocho mu na imię! Pietras866, a chodźże i ty do ojca – podsadziła starszego, że jął się gramolić na ojcowe kolana bełkocąc cosik867. Antek objął obydwóch z dziwną czułością.

– Robaki kochane, kruszyny najmilsze! Jak to już Pietras wyrósł, no, i po swojemu coś rajcuje.

– Przecie, a taki sprzeciwny, a taki zmyślny, dorwie się jeno bata, to zara trzaska i gęsi wygania – przykucnęła przy nich. – Pietras, powiedz: tata! powiedz.

Juści, co zamamrotał i nawet jeszcze więcej cosik gwarzył po swojemu, ciągając ojca za włosy.

– Józka, czemu się to na mnie boczysz? Chodźże – zauważył.

– A bo to śmię – pisknęła wstydliwie.

– Chodźże, głupia, chodź! – przygarnął ją tkliwie, po bratersku. – Tera868 już me869 we wszyćkim słuchaj kiej870 ojca. Nie bój się, srogi la871 ciebie nie będę i krzywdy ode mnie nie zaznasz.

Rozpłakała się dziewczynina żalnie872, wypominając ojca i brata.

– Jak mi wójt pedział873 o jego śmierci, to jakby me kto kłonicą zdzielił, jaże874 me zamroczyło. Taki parob kochany, taki brat najmilejszy. I kto by się to spodział. Jużem sobie układał w głowie, jak się to grontem podzielim, nawet już o kobiecie la niego myślałem – wyrzekał cicho, z głęboką boleścią, jaże Rocho, aby odwrócić smutne myśle875 od wszystkich, zawołał podnosząc się z miejsca:

– Dobrze wam gadać, a mnie już kiszki marsza grają.

– Laboga, do cna przepomniałam. Józka, łap no te żółte kogutki. Cipuchny! cip, cip, cip! A może jajków przódzi, co? A może chleba? świeży i masło wczorajsze! Urżnij łby i sparz wrzątkiem! Wnet je wam sprawię. To gapa ze mnie, żeby zabaczyć876!

– Ostaw, Hanuś, kogutki na potem, a sporządź cosik po naszemu. Tak mi się już przejadło to miesckie877 jedzenie, co878 ochotnie879 siędę przed miską ziemniaków z barszczem – śmiał się wesoło. – Jeno la880 Rocha zgotuj co inszego.

– Bóg zapłać. Właśnie na to samo mam smaki!

Hanka rzuciła się szykować, ale że ziemniaki już parkotały w garnku, to jeno wyniesła z komory kiełbasę do barszczu.

– La ciebiem ostawiła, Jantoś. To z tej maciory, coś to ją kazał zaszlachtować przed Wielkanocą.

– No, no, niezgorsze pęto, ale da Bóg, że je zmożemy. Hale, Rochu, a kajże881 to nasze gościńce882?

Stary podsunął spory tobół, z którego Antek jął wyjmować różności, a podawać każdej z osobna.

– Naści, Hanuś, to la ciebie, jak ci kaj droga wypadnie – podał jej wełnianą chustę, takusieńką, jaką miała organiścina, całkiem czarna i w czerwone i zielone kraty.

– La mnie. Żeś to pamiętał, Jantoś – jęknęła z niezgłębioną wdzięcznością.

– Ba, żeby nie Rocho, to bym był zabaczył, ale przypomnieli i poszlim razem wybierać i kupować.

A sporo nakupił, gdyż dodał żonie jeszcze trzewiki i chusteczkę na głowę jedwabną, modrą883 w żółte kwiatuszki. Józce dał taką samą, jeno co884 zieloną, oraz fryzkę i parę sznurków paciorków z długachną wstęgą do zawiązywania, zaś la dzieci przywiózł pierników i organki, nawet miał la kowalowej, bo cosik odłożył obwiniętego w papier, a nie zapomniał Witka ni też o parobku.

Jaże885 krzyknęły z podziwu na coraz nowe cudności, oglądając je i przymierzając z taką radością, że Hance łzy kapały po zrumienionej twarzy, a Józka za głowę chytała się w podziwie.

Rocho się uśmiechał zacierając ręce, Antek zaś jeno pogwizdywał.

– Zarobiliśta sobie na gościniec. Rocho powiadał, jak to wszyćko szło składnie w gospodarce. Dajcie no spokój, nie la dziękowań przywiezłem886 – wołał broniąc się, bo rzuciły się go ściskać i całować.

– Ani mi się kiej887 śniły takie cudności – szepnęła łzawo Hanka siadając przymierzać trzewiki. – Ciasne ździebko, nogi mi nabrzmiały od bosaka, ale na zimę będą w sam raz.

Rocho jął się rozpytywać o wieś i różne sprawy, opowiadała jeno888 piąte przez dziesiąte krzątając się tak pilnie kole jadła, że pokrótce zastawiła przed nimi ziemniaków szczodrze omaszczonych tęgą michę i nie mniejszą barszczu, w którym kieby889 koło pływała kiełbasa.

Skwapnie się przypięli do śniadania.

– To mi dopiero jadło – pokrzykiwał wesoło – kiełbasa galancie czujna. Po tym to człowiek poczuje jakąś wagę w żywocie. A to me paśli w tym kreminale, żeby ich wciorności.

– Dopieroś to się, chudziaku, namorzył głodem.

– Jakże, toć w końcu już nic jeść nie mogłem.

– Powiadali chłopy, jak tam żywią, że pono pies jeno z głodu chyciłby się takiego jadła, prawda to?

– Juści, co prawda, ale najgorsze, że trza było siedzieć zawarty890. Póki było zimno, to jeszcze, ale skoro dogrzało słońce i zaleciało mi ziemią, to myślałem, co się już wścieknę. Pachniała mi wola891 lepiej niźli ta kiełbasa. Jużem kraty próbował rwać, jeno co892 przeszkodziły.

– Prawda, co tam biją? – spytała lękliwie.

– A biją! Są tam bowiem i takie zbóje, które już z czystej sprawiedliwości powinny co dnia brać kije. Mnie się ta nie ważono tknąć ni palcem. Niechby jucha spróbował który, dałbym mu tabaki, no!

– Juści, kto by cię ta przemógł, mocarzu, kto? – przyświarczała893 radośnie, wpatrzona w niego i czuwająca na najlżejsze skinienie.

Rychło894 się jednak uwinęli z jadłem i zaraz poszli spać do stodoły, kaj895 już naniesła im Hanka do sąsieka896 pierzyn i poduszek.

– Bójcie się Boga, toć stopimy się na skwarki – zaśmiał się Rocho.

Już nie odrzekła, ale zawarłszy za nimi wrota, wtedy dopiero całkiem osłabia i uciekła na ogród do pielenia pietruszki. Rozglądała się chwilę dokoła i buchnęła płaczem. Płakała z radości, płakała, że słońce przygrzewało ją w plecy, że zielone drzewa chwiały się nad głową, że ptaki śpiewały, że pachniało wszystko i kwitnęło i że jej było tak dobrze, tak cicho i tak błogo na duszy, jakby po tej świętej spowiedzi abo i jeszcze lepiej.

– Żeś to wszystko sprawił, mój Jezu! – jęknęła podnosząc łzawe oczy ku niebu, w najszczerszej, zgoła niewypowiedzianej podzięce za tyle dobra, jakie ją spotkało.

– I że się to już przemieniło! – wzdychała zdumiona, szczęsna, prawie wniebowzięta, że już cały czas, dopóki spali, chodziła ledwie przytomna ze szczęścia. Czuwała nad nimi kiej kokosz nad pisklętami. Wyniesła dzieci daleko w sad, bych czasem nie zakrzyczały. Przepędziła z podwórza wszelką gadzinę897 nie bacząc nawet, że świnie pyskają wczesne ziemniaki, a kury rozgrzebują wschodzące ogórki. Już o całym świecie przepomniała898, cięgiem899 zazierając900 do śpiących.

A dzień tak się przykro dłużył, co901 już nie mogła sobie poredzić. Przeszło bowiem śniadanie, przeszedł obiad, a oni wciąż spali. Porozpędzała wszystkich do roboty, ani dbając, co się tam bez niej wyrabia, stróżując jeno, a cięgiem drepcąc od stodoły do chałupy.

Sto razy wyjmowała gościniec przymierzać, oglądać i wołać.

– A kaj to drugi taki dobry i pamiętliwy, kaj?

Aż w końcu poleciała na wieś do kobiet, a kogo jeno dostrzegła, to mu już z dala krzyczała:

– Wiecie, a to mój powrócił, śpi se tera w stodole.

I śmiały się jej oczy i twarz i tak wszystka tchnęła rozradowaniem i weselem, jaże kobiety się dziwowały.

– Urzekł ją ten wisielec czy co? Do cna zgłupiała.

– Zarno902 się ona pocznie wynosić a nos zadzierać, obaczycie!

– Niech jeno Antek wróci do dawnego, to jej rura zmięknie – poredzały.

Juści, co nie słyszała tych pogadek, ale przyleciawszy do chałupy wzięła się na ostro do sporządzania sutego obiadu, lecz dosłyszawszy gęsi krzyczące na stawie wypadła je przyciszać kamieniami, że ledwie z tego kłótnia nie wyszła z młynarzową.

Właśnie co ino była podwieczorek posłała ludziom na pole, gdy chłopy przyszły ze stodoły. Narządziła im obiad pod domem w cieniu i na chłodzie, podając nawet gorzałkę i piwo, zaś na dojadkę postawiła z pół sitka dobrze źrałych903 wisien, które była przyniesła od księżej gospodyni.

– Obiad suty jakby na weselu – żartował Rocho.

– Gospodarz wrócił, małe to jeszcze wesele? – odparła zwijając się kole nich i mało wiele904 sama pojedając.

Po skończeniu Rocho zaraz poszedł na wieś obiecując się na wieczór, zaś ona spytała nieśmiele905 męża:

– Chcesz to obejrzeć gospodarkę?

– A dobrze! Święto się już skończyło, trza się będzie brać do roboty! Mój Boże, anim się spodział, co mi tak rychło przyjdzie ojcowizna!

Westchnął i poszedł za nią; powiodła go najpierwej do stajni, kaj parskały trzy konie, a w zagrodzie kręcił się źrebak; potem do pustej obory, zaś jeszcze potem do stodoły do tegorocznego siana; zaglądał nawet do chlewów i pod szopę, gdzie stały różne narzędzia i porządki.

– Bryczkę trza będzie przetoczyć na klepisko, bo się do cna rozeschnie.

– A bo to raz przykazywałam Pietrkowi? Cóż, kiej me nie słuchał.

Zaczęła zwoływać prosięta i drób, sielnie się przechwalając dużym przychówkiem, a kiej i to obejrzał, rozpowiedała szeroko o polnych robotach, gdzie co posiane i wiela906 każdego z osobna, pilnie przy tym naglądając mu w oczy i wyczekująco, ale on sobie wszyćko poukładał w głowie po porządku, przepytując jeno907 o to i owo, a dopiero w końcu rzekł:

– Jaże908 uwierzyć trudno, żeś to wszystkiemu sama uredziła909!

– La ciebie to bym i więcej zmogła – szepnęła gorąco, strasznie rada z pochwały.

– Chwat z ciebie, Hanuś, chwat! anim się spodział, coś taka.

– Było potrza, to juści910, co człowiek kulasów nie pożałował.

Obejrzał nawet sad, pełen wiśni już przez pół czerwonych, i grzędy, kaj911 rosły cebule, pietruszka i kapuściane wysadki.

Wracali już z powrotem, gdy przechodząc kole ojcowej strony zajrzał do środka przez wywarte okno.

– A kajże912 to Jagna? – latał zdumionymi oczami po pustej izbie.

– A kaj! u matki! Wygnałam ją! – rzekła twardo, podnosząc na niego oczy.

Ściągnął brwie913, przedeliberował914 czas jakiś i zapalając papierosa rzucił spokojnie, jakby od niechcenia:

– Dominikowa zły pies, nie przepuści nam bez precesu.

– Już pono wczoraj latały ze skargą do sądu.

– Od skargi do wyroku droga szeroka. Ale trza to będzie wziąć dobrze na rozum, bych nam nie wystroiła jakiego figla.

Opowiadała, z czego to wszystko poszło i jak się stało, wiele juści pomijając, nie przerywał ni pytał, brwie jeno marszcząc i łyskając oczami, dopiero kiej mu zapis podała, ośmiał się kąśliwie:

– Tyle wart, co możesz z nim bieżyć za ścianę915.

– A juści, przeciek to ten sam, co go jej dali ociec.

– I stoi właśnie złamany patyk! Jakby się odpisała u rejenta, to by co znaczyło. La śmiechu go rzuciła!

Cisnął ramionami, zabrał Pietrusia916 na ręce i ruszył do przełazu.

– Obaczę pola i wrócę! – rzucił za siebie, iż ostała, chociaż dziwnie pragnęła z nim poleźć, on zaś mijając bróg, już odnowiony i pełen siana, przyglądał mu się spod oka.

– Mateusz go wyporządził. Samej słomy na dach wykręcili ze trzy kopy – wołała za nim stojąc na przełazie.

– A dobrze, dobrze – mruknął, nie był ta ciekaw bele czego. Przeszedł ziemniakami i puścił się miedzą.

Latoś917 na polach z tej strony wsi były prawie same oziminy i bez to918 niewiela ludzi spotykał po drodze, a z kim się zeszedł, tego witał krótko i prędko przechodził. Zwalniał jednak coraz bardziej, gdyż Pietruś mu ciążył i jakoś dziwnie rozbierało go nagrzane, ciche powietrze. Przystawał, to siadał, nie przestając oglądać prawie każdego zagona z osobna.

– Ho, ho! żółtocha dusi len! – wykrzyknął stając przy zagonach niebieskich od kwiatów, ale gęsto poprzerabianych żółciznami – kupiła siemię919 zapaskudzone i nie przewiała!

Wstrzymał się potem przy jęczmieniu, który był mizerny i już przypalony, a ledwo widny spod ostów, rumianków i szczawiów.

– Na mokro siali! Spyskał920 rolę kiej921 świnia! A żeby cię, jucho, pokręciło za taką uprawę! A jak to ścierwo zbronował! sam perz i kotyry!

Splunął rozeźlony i wszedł na ogromny łan żyta, co niby wody spławione we słońcu kolebały mu się do nóg, bijąc chrzęstliwymi, ciężkimi kłosami. Rozradował się głęboko, gdyż było pięknie wyrośnięte, słomę miało grubą i kłosy niby baty.

– Kiej bór idzie! Ojcowego to jeszcze siania! We dworze nie lepsze! – wykruszył kłos, ziarno było dorodne i pełne, ale jeszcze miętkie922 – za dwa tygodnie czas mu będzie pod kosę! Byle jeno grady nie zbiły.

Ale nad pszenicą najdłużej się cieszył i napasał oczy, bo chociaż szła nierówno, kłębami a zatokami, lecz z czarniawych, lśniących piór już się łuskały gęste i wielkie kłosy.

– Sypnie niezgorzej. Trzeba jeszcze miejscami przysiec, za bujna. Na górce, a nic ją nie przypaliło! Czyste złoto idzie!

Był coraz dalej, wspinając się z wolna pod łagodne wzgórze, na którym wyrastała czarna ściana boru. Wieś ostała za nim jakby na samym dnie, pławiła się w sadach, a przez przerwy między chałupami polśniewał staw lub jakieś okno zagrało w słońcu.

Kajś923 pod smętarzem924 cięli koniczynę i kosy migotały nad ziemią niby te sine błyskawice, gdzie znów czerwieniały kobiece przyodziewy925 i stada białych gęsi pasły się na wąskich ugorach, a za wsią, w zielonych polach ziemniaków ruchali926 się ludzie kiej927 mrówki, zaś jeszcze wyżej, w nieprzejrzanych dalekościach majaczyły jakieś wsie, domy samotne, drzewa pogarbione nad drogami, wielgachne pola i widziały się jakoby potopione w modrawej i wrzącej wodzie.

739jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
740wagować się (gw.) – wahać się. [przypis edytorski]
741jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
742cheba (gw.) – chyba. [przypis edytorski]
743prasnąć – trzasnąć, rzucić. [przypis edytorski]
744o ziem (daw., gw.) – o ziemię. [przypis edytorski]
745kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
746poniesą (gw.) – poniosą. [przypis edytorski]
747kiej (gw.) – kiedy; skoro. [przypis edytorski]
748bzdycy (gw.) – bzyczy. [przypis edytorski]
749kole (daw., gw.) – koło. [przypis edytorski]
750kajżeście (…) chodzili (gw.) – konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: kaj chodziliście, tj. gdzie chodziliście. [przypis edytorski]
751jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
752przywiezła (gw.) – przywiozła. [przypis edytorski]
753Warsiawa (gw.) – Warszawa. [przypis edytorski]
754grapa (z niem. Grapen) – metalowe naczynie na trzech nogach, służące do gotowania; beczka do przyrządzania ługu. [przypis edytorski]
755cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
756pono (daw., gw.) – podobno. [przypis edytorski]
757jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
758kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
759la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
760abo (gw.) – albo. [przypis edytorski]
761wama (gw.) – wam. [przypis edytorski]
762kiej (gw.) – kiedy; tu: skoro. [przypis edytorski]
763cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
764wniesła (gw.) – wniosła. [przypis edytorski]
765ruchać (daw., gw.) – ruszać. [przypis edytorski]
766jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
767jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
768poniesły (gw.) – poniosły. [przypis edytorski]
769cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
770wiater (gw.) – wiatr. [przypis edytorski]
771kiej niekiej (gw.) – niekiedy. [przypis edytorski]
772śpik (gw.) – sen, senność. [przypis edytorski]
773kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
774barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
775kieby (gw.) – jakby, niby. [przypis edytorski]
776wszyćko (gw.) – wszystko. [przypis edytorski]
777stojało (gw.) – stało. [przypis edytorski]
778na rozcież (gw.) – na oścież. [przypis edytorski]
779wywarte (gw.) – otwarte. [przypis edytorski]
780wszędy (gw.) – wszędzie. [przypis edytorski]
781śpik (gw.) – sen. [przypis edytorski]
782Pietrek (gw.) – Piotrek. [przypis edytorski]
783jako (daw., gw.) – tu: że. [przypis edytorski]
784poredzać (gw.) – rozmawiać, gwarzyć. [przypis edytorski]
785jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
786chyla tyla (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
787podniesła (gw.) – podniosła. [przypis edytorski]
788jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
789kajś niekaj (gw.) – gdzieniegdzie. [przypis edytorski]
790przyźba a. przyzba – wał usypany z ziemi dokoła podmurówki dawnej chaty wiejskiej, często obłożony kamieniami a. deskami; daw. ludzie na wsi zwykli odpoczywać siedząc na przyzbie i mając za oparcie ścianę chałupy. [przypis edytorski]
791kiej (gw.) – gdy. [przypis edytorski]
792była zbielała (daw., gw.) – daw. forma czasu zaprzeszłego; znaczenie: zbielała (wcześniej w stosunku do innych zdarzeń i działań wyrażonych w czasie przeszłym). [przypis edytorski]
793ino (gw.) – tylko. [przypis edytorski]
794łacniej (daw., gw.) – łatwiej. [przypis edytorski]
795wyniesła (gw.) – wyniosła. [przypis edytorski]
796chybciej (gw.) – szybciej. [przypis edytorski]
797kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
798jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
799orosiały (gw.) – pokryty rosą. [przypis edytorski]
800kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
801kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]
802jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
803śpik (gw.) – sen, senność. [przypis edytorski]
804uniesła (gw.) – uniosła. [przypis edytorski]
805miarkować (daw., gw.) – rozumieć, pojmować. [przypis edytorski]
806kiej (gw.) – kiedy, gdy. [przypis edytorski]
807jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
808któren (gw.) – który. [przypis edytorski]
809cochać się (gw.) – ocierać się. [przypis edytorski]
810cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
811przepomnieć (daw., gw.) – zapomnieć. [przypis edytorski]
812wszędy (daw., gw.) – wszędzie. [przypis edytorski]
813wszyćko (gw.) – wszystko. [przypis edytorski]
814kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
815jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
816mieć baczenie (daw., gw.) – uważać. [przypis edytorski]
817powiedła (gw.) – powiodła. [przypis edytorski]
818jeszczek (gw.) – jeszcze. [przypis edytorski]
819kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
820jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
821bobrować (gw.) – ryć, przeszukiwać. [przypis edytorski]
822spieka (gw.) – upał, spiekota. [przypis edytorski]
823co (gw.) – tu: że. [przypis edytorski]
824barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
825poredzać (gw.) – rozmawiać, gwarzyć. [przypis edytorski]
826galancie (gw.) – porządnie, elegancko. [przypis edytorski]
827sielnie (gw.) – silnie, mocno. [przypis edytorski]
828szły w kolano (gw.) – sięgały kolan. [przypis edytorski]
829kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]
830przeciech (gw.) – przecież. [przypis edytorski]
831kiejby (gw.) – gdyby. [przypis edytorski]
832wyniesło (gw.) – wyniosło. [przypis edytorski]
833galancie (gw.) – tu: bardzo. [przypis edytorski]
834do znaku (daw., gw.) – całkowicie. [przypis edytorski]
835kiej (gw.) – kiedy, gdy. [przypis edytorski]
836kulas (gw.) – noga. [przypis edytorski]
837ochfiarowac (gw.) – ofiarować. [przypis edytorski]
838bych jeno (gw.) – żeby tylko. [przypis edytorski]
839obiecował (gw.) – obiecywał. [przypis edytorski]
840dzisia (gw.) – dzisiaj. [przypis edytorski]
841latoś (daw., gw.) – w tym roku. [przypis edytorski]
842pono (daw., gw.) – podobno. [przypis edytorski]
843tylachny (gw.) – tak wielki. [przypis edytorski]
844karwas (gw.) – kawał. [przypis edytorski]
845próżniaczka – tu: próżnowanie, lenistwo. [przypis edytorski]
846kużden (gw.) – każdy. [przypis edytorski]
847jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
848zbyć się (daw., gw.) – pozbyć się. [przypis edytorski]
849juści (gw.) – pewnie, oczywiście. [przypis edytorski]
850kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
851chocia (gw.) – chociaż. [przypis edytorski]
852poredzić (gw.) – poradzić, dać radę, zdołać. [przypis edytorski]
853la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
854jamory (gw.) – amory, miłostki. [przypis edytorski]
855dyć (gw.) – przecież. [przypis edytorski]
856kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
857zarno (gw.) – zaraz. [przypis edytorski]
858w te pędy (gw.) – szybko, biegiem. [przypis edytorski]
859zaniesła (gw.) – zaniosła. [przypis edytorski]
860chytać (gw.) – chwytać. [przypis edytorski]
861kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]
862przeniesła (gw.) – przeniosła; zniosła, wytrzymała. [przypis edytorski]
863widział się (daw., gw.) – wyglądał. [przypis edytorski]
864przódzi (daw., gw.) – wcześniej. [przypis edytorski]
865sielny (gw.) – silny, mocny, porządny. [przypis edytorski]
866Pietras (gw.) – Piotr. [przypis edytorski]
867cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
868tera (gw.) – teraz. [przypis edytorski]
869me (gw.) – mnie. [przypis edytorski]
870kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
871la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
872żalnie (gw.) – żałośnie. [przypis edytorski]
873pedział (gw.) – powiedział. [przypis edytorski]
874jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
875myśle (daw., gw.) – myśli (B.lm). [przypis edytorski]
876zabaczyć (daw., gw.) – zapomnieć. [przypis edytorski]
877miesckie (gw.) – miejskie. [przypis edytorski]
878co (gw.) – że. [przypis edytorski]
879ochotnie (daw., gw.) – chętnie. [przypis edytorski]
880la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
881kajże (gw.) – gdzież. [przypis edytorski]
882gościniec – podarek przynoszony przez przychodzącego w gości. [przypis edytorski]
883modra – niebieska. [przypis edytorski]
884jeno co (gw.) – tylko że. [przypis edytorski]
885jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
886przywiezłem (gw.) – przywiozłem. [przypis edytorski]
887kiej (gw.) – kiedy. [przypis edytorski]
888jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
889kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
890zawarty (daw., gw.) – zamknięty. [przypis edytorski]
891wola (gw.) – tu: wolność. [przypis edytorski]
892jeno co (gw.) – tylko że. [przypis edytorski]
893przyświarczać (gw.) – przyświadczać; poświadczać, potwierdzać. [przypis edytorski]
894rychło (daw., gw.) – szybko. [przypis edytorski]
895kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
896sąsiek – część stodoły, w której przechowuje się siano, słomę a. zboże. [przypis edytorski]
897gadzina (daw., gw.) – tu: zwierzęta. [przypis edytorski]
898przepomnieć (daw., gw.) – zapomnieć. [przypis edytorski]
899cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
900zazierać (gw.) – zaglądać. [przypis edytorski]
901co (gw.) – że. [przypis edytorski]
902zarno (gw.) – zaraz. [przypis edytorski]
903źrały (daw., gw.) – dojrzały. [przypis edytorski]
904mało wiele (gw.) – trochę, niedużo. [przypis edytorski]
905nieśmiele (gw.) – nieśmiało. [przypis edytorski]
906wiela (gw.) – ile. [przypis edytorski]
907jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
908jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
909uredzić (gw.) – poradzić, podołać. [przypis edytorski]
910juści (gw.) – pewnie, owszem. [przypis edytorski]
911kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
912kajże (gw.) – gdzież. [przypis edytorski]
913brwie (daw., gw.) – brwi (M.lm). [przypis edytorski]
914deliberować (daw., gw.) – rozmyślać, rozważać. [przypis edytorski]
915bieżyć za ścianę – iść się załatwić. [przypis edytorski]
916Pietruś (gw.) – Piotruś. [przypis edytorski]
917latoś (daw., gw.) – w tym roku. [przypis edytorski]
918bez to (gw.) – przez to. [przypis edytorski]
919siemię – ziarno lnu. [przypis edytorski]
920spyskać – zryć. [przypis edytorski]
921kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]
922miętki (daw., gw.) – miękki. [przypis edytorski]
923kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
924smętarz (daw., gw.) – cmentarz. [przypis edytorski]
925przyodziewy (gw.) – ubrania. [przypis edytorski]
926ruchać się (daw., gw.) – ruszać się, poruszać się. [przypis edytorski]
927kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]