Zwróciłem już konia – wtém jakby mi zda się
Któś szepnął: «a tobież co po tém?
Ej lepiéj godzinkę zyskawszy na czasie,
Odwiedzić twą dziéwę z powrótem6».
Strach serce ogarnął, zaledwiem mógł dyszeć,
Pot zamarzł kroplami nad czołem;
Jam w trąbkę uderzył, by jęków nie słyszeć,
I daléj siwego zaciąłem.
Wracałem o świcie – trzy wiorsty od domu,
Strach znowu ogarnął mię skryty;
Duch zamarł, a serce szepcąc po kryjomu,
Stukało jak dzwonek rozbity.
Przy słupie koń czmychnął – zjeżyła się grzywa
Na drodze, pod płachtą powiewną,
Pod warstwą sumiotu – kobiéta nieżywa,
Skostniała, bezwładna jak drewno.